‟overcq”

Społeczeństwo

Zażartość

Chcąc zrozumieć, co znaczy określenie kogoś jako „zażarty” (od czasownika ‛żreć’) [‘bitten without and gone over’], trzeba wyobrazić sobie psa, który niczego nieświadomy biegnie sobie cichaczem do budynku jakiegoś gospodarstwa, nie zauważywszy nawet jego granic, a nagle znienacka wyskakuje na niego jakiś pies ze skleconej gdzieś budy, albo uwiązany przy niej, albo i nie, i zaczynają się żreć, przy czym pies biegnący wcześniej cichaczem jest w gorszym położeniu nie tylko dlatego, że został zaskoczony, ale dlatego, że nie oczekiwał żadnego psa nie w bezpośrednich granicach domu mieszkalnego tego gospodarstwa czyli chałupy. Bo psy żyjące na zewnątrz domów, a nie w miastach, nie są jak dzikie zwierzęta, które ostrożnie podążając, wsłuchują się w każdy szelest czy ruch w oddali, ale dopóki u siebie, to węszą w powietrzu, a gdy są poza swoim gospodarstwem, to węszą po ziemi lub nawet to sobie darują i nie mogą uciekać z powodu hałasu na przykład od zwierząt hodowlanych chodzących sobie w okolicy gospodarstwa, więc są bardziej jak ludzie w zmierzaniu chyłkiem, ale oczywiście na tyle mądre, ile potrafią, nie więcej. Więc taki pies zaatakowany w okolicy cudzego gospodarstwa przez nie zauważonego wcześniej psa z tego właśnie gospodarstwa musi odpuścić i uciec, bo nie jest na swoim terenie i czuje się nieswojo, zagrożony wraz z upływem czasu od możliwego wsparcia otrzymanego na przykład od gospodarza psa, który go stamtąd wygryza. Czyli w dogodnym momencie — by nie zostać kłapnięty od tyłu podczas odwracania się — ucieka poza zasięg terytorium wypadowego tego atakującego psa i gubiąc uwagę, którą wywołał jazgotem żarcia się z tamtym psem, w niewielkim odstępie czasowym powolnego truchtu jakiejś drogi, by się ukryć przed ewentualnym wzrokiem zaciekawionych tym, co się może dziać, że sąsiedni pies szczeka — zmierza cichaczem do kolejnego gospodarstwa.

Taki pies nie jest zbyt wytrzymały i liczył, że sobie wejdzie gdzieś po to, po co biegł, od razu, więc po pierwszym szoku obrony przed zagryzieniem, gdy nie miał czasu pomyśleć, co się dzieje, a tylko o tym, jak gryźć i uciec — traci poczucie swobody podejścia i jest bardziej uważny, jednak zyskuje determinację, która powoduje, że mimo zauważania psów przy kolejnych gospodarstwach najpierw daje im czas do zbliżenia się do ataku, a później już sam się przybliża, by spróbować. Jest to determinacja w poczuciu, że inaczej już być nie może, bo tak się własnie nauczył, jak to pies się uczy rutynowych zachowań. Wtedy tego dnia już gdziekolwiek wbiega, tam rzuca się na każdego psa, którego zobaczy, by go przynajmniej pogryźć, co czasem się udaje, bo psy są zaskoczone nagłością tak zaciętego ataku na ich terytorium. A po wsi co chwilę słychać przenoszące się od gospodarstwa do gospodarstwa mrożące zażerania się następujące pomiędzy okresami niepokojącego szczekania i nieszczekaniaOczywiście tak słychać, gdy się nie zna przebiegu w całej zbiorowości gospodarstw, a nie tylko z miejsca jednego gospodarza, który też czuje się zagrożony. Gdy się zna, to wtedy można podążać w całości za myślami wszystkich psów, które zaczynają szczekać nie na dźwięk zażerania się, bo to informuje, że nieznane jest znane komuś, ale na nie przeznaczone innym psom (lecz gospodarzowi) szczekanie po zażeraniu się w danym gospodarstwie przez psa, który dopiero wtedy przekonuje się, że to było coś groźnego, co wcześniej uważał za łatwą ofiarę do postraszenia, później nie mógł szczekać, bo im dłużej trwało zażeranie się z okresami odsunięcia się, tym musiał bardziej zważać na przeciwnika, a możliwość zawołania gospodarza znajduje dopiero, gdy już i tak tamten pies znajduje się poza obszarem wypadowym psa gospodarza i szybko przestaje być zauważalny, więc szczekanie jest bezużyteczne i naraża tylko na opinię psa niepotrzebnie zwracającego uwagę. A psy z innych gospodarstw reagują na to właśnie szczekanie, jakby oznaczało ono początek zauważenia czegoś, podczas gdy jeden z nich napotyka znowu psa, którego uważa za coś innego niż poprzednio obszczekiwane zagrożenie, i sytuacja się powtarza w sposób jedynie inaczej rozpoczynany przez nadchodzącego psa, regulowany przez niego w nieuniknionym. niepewnych swego psów w gospodarstwach w oddali.

Więc zażarcie to jest taki stan, gdy pies już wie, że nie przychodzi po to, po co biegł, ale po to, żeby znaleźć psa i jeśli się uda pogryźć go, nie zważając na to, że gospodarze zdążą zareagować na hałasy, w czym cierpią te kundle, które są mieszańcami ras słabszych niż te przystosowane do obrony w walce zwarciowej, zapaśniczej. Tylko wtórnym znaczeniem zażartości jest atmosfera, która się wytwarza w wyniku podążania takiego psa przez gospodarstwa, a już napewno nie jest zażartością to, co jest nią nazywane później jako zauważone zachowanie czyjegoś psa po upływie tego dnia, w którym zaistniało pierwsze pożarcie się z zaskoczenia w miejscu odpoczywania i pilnowania przez psa przebywającego w cudzym gospodarstwie. W odniesieniu do ludzi zażarcie jest bardziej zamierzone jako forma kontynuowana, bo człowiek nie idzie gdzieś w pojedynczym celu, ale w celu cząstkowym, więc mimo tych samych efektów ma dużo większe możliwości dobieranej odpowiednio do zawzięcia się na coś na drodze do celu całościowego.