Jeśli potrzebny jest przykład — najlepszy do własnej nauki — sposobu maksymalnego wykorzystania pojedynczych informacji i faktów na skalę światową do tworzenia tzw. ‛szumu medialnego’ i w ten sposób pozyskiwania sobie większej przychylności osób nie specjalizujących się w analizie międzynarodowej sytuacji politycznej, to dobrze jest spojrzeć na doniesienia o przeprowadzanych i planowanych zmianach agencji wywiadowczej największego mocarza obecnie. Przyglądnięcie się jak są prezentowane takie informacje w całym kontekście powiązań z faktami jest jednym z najlepszych ćwiczeń praktycznych przyszłych polityków, doradców oraz z drugiej strony dziennikarzy.
Pominę objaśnienie początku całej historii konfliktu anonimowych napastników przeciw dużemu państwu, które wystarczy zranić w jednym miejscu, by było „zaatakowane”, pozostając w cieniu Dalekiego Wschodu — miejsca nieznanego, wzbudzającego strach i niezrozumienie. Takie akcje terrorystyczne, w których giną bezpośredni napastnicy, są formą wykorzystania do walki o wpływy nic nie wartych dla wydającego rozkaz ludzi, ale mających przekonanie o jednorazowym zrealizowaniu cudzego zadania na niższym poziomie i w ten sposób osiągnięciu czegoś na wyższym poziomie dla siebie (odwzorowanie relacji ‛pan‐darczyńca’ a ‛sługa‐wykonawca’). Jedyne, w czym chcę uświadomić czytelnika na wstępie, to przypomnienie, że nie ma anonimowych pieniędzy, środków, terenów, które nagle atakują ni stąd ni zowąd. I tak samo — czy ówczesne władze Afganistanu chciałyby rzeczywiście sprowokować zniszczenie swojego kraju czy raczej wygrać ostatecznie albo za wszelką cenę zachować swoje państwo w takim stanie, jaki udało się osiągnąć? Musieli mieć naprawdę nikłe pojęcie myśląc, że uderzenie (a wcale nie musiało się udać) samolotem w budynek Pentagonu zniszczy struktury wojskowe. W dodatku zniszczenie centrum handlu wskazuje, że działania były ogólne — nie miały konkretnego celu realizowanego z oszczędnością środków przeznaczanych tylko do jego realizacji, że chodziło o zniszczenie czego się da, a nie jako przygotowanie do inwazji na terytorium lub też powalenie giganta. Nie odrzucam, że mogli mieć nikłe pojęcie o słabości tych działań, a wielkim ich rozgłosie, ale przeczy temu znajomość najdrobniejszych szczegółów potrzebnych do upodobnienia się do zwykłych pasażerów i opanowanie samolotu — co wskazuje na pracę wywiadu, niekoniecznie należącego do któregoś państwa, jednak wystarczającego do uświadomienia sobie nietrwałości i słabości strategicznej ataku terrorystycznego, który miał miejsce, ale ogromnej sile taktycznej w nie ujawnionej publicznie rozgrywce. Wszystkie zdarzenia, które miały miejsce wtedy, mógłbym określić (chcąc być jak najbliższym prawdy w porównaniu) jako zachowanie się obrażonego dziecka (wykonawców), gdy dostanie do rąk automatyczną broń.
Teraz — już po wszystkim — nadchodzą informacje o reformie źle działających służb wywiadowczych, które nie były w stanie zapobiec wydarzeniom 11 września (już nie pamiętam, wtedy to było?), a później donosiły o nieistniejących irackich arsenałach broni, których oczywiście nie znaleziono w czasie inwazji na ten kraj. Dziwne jest, że w ogóle nie znaleziono broni według mediów, a jeszcze ciekawsze jest dementowanie wszelkich informacji o broni, którą jednak znaleziono, natychmiast gdy taka informacja pojawiała się w mediach. Ostatecznie — nikt mi nie wmówi, że państwo nie posiada broni, nikt mi nie wmówi, że państwo, które użyło tej broni na Kurdach w stylu chińskim, już jej nie posiada, bo… ją po prostu zużyło, ha‐ha — zużyło, bo wyprodukowało nie po to, by używać, ale jednorazowo — tak jest. Pozostaje tylko milczenie i ukrywanie oczywistych faktów, których i tak nie trzeba mówić, bo są łatwe do zobaczenia, natomiast szum medialny robi swoje: nie było zagrożenia — nie ma się czego bać — ulga. Taki prosty mechanizm, który ma działać na zapracowanych ludzi, którym prawda zresztą i tak by się do pracy nie przydała.
Przekazanie fałszywych informacji o irackich arsenałach broni masowego rażenia miało być przyczyną ataku na ten kraj, by uprzedzić uderzenie przeciwnika, a później okazało się, że tej broni nie ma. Winne są służby wywadowcze, które nas źle poinformowały. Jak już wyżej napisałem, nie wierzę, że zwykłe państwo nie ma broni, a jeszcze tak zagrożone jak Irak, czego dowodem jest ‟Pustynna Burza” i zatargi z sąsiadami, i w dodatku — dyktatorskie, którego władza ma absolutne możliwości dysponowania dobrami własnego kraju. Tak jak co do Afganistanu — musiałaby panować ogromna głupota w Iraku, jeśli zdecydowaliby się zaatakować odległe państwo wobec zagrożenia od sąsiadów. Jest jeden wyjątek bardzo ważny: mogliby zaatakować pod warunkiem, że mieliby broń dalekiego zasięgu, mogliby wtedy rozpocząć międzynarodową rzeź, a państwa arabskie wtedy stanęłyby murem przeciwko Zachodowi niezależnie od wcześniejszych utarczek — długo by nie postały — he‐he — tak jak i ich rywale. Natomiast zajęcie Iraku to raczej działanie w celu osiągnięcia korzyści ze stabilizacji napiętej sytuacji spolaryzowania Zachód–Wschód, mimo że wewnętrznie w Iraku teraz prowadzone są zabawy wojenne z wykorzystaniem wzajemnych niesnasek tamtejszych mieszkańców i formowane do postaci dziwnej wojny domowej, w której jedna strona według mediów pełni rolę ciągłej ofiary, a druga atakuje z ukrycia, znikąd.
I teraz cała perełka w informacjach o reformie: by nie powtórzyć błędów, jakie popełniły służby wywiadowcze. Co w wypadku WTCWorld Trade Center wygląda na pierwszy rzut oka jak celowe oczekiwanie do ostatniej chwili przed podjęciem decyzji uniemożliwiających atak terrorystyczny, a w drugim wypadku wygląda na zgodne z wcześniejszym doświadczeniem wyreżyserowanie odpowiedniego nastroju społeczeństwa jednak w celu osiągnięcia korzyści dla kraju (ochrona przed zagrożeniem) oraz korzyści dla siebie (wzrost zadowolenia ludzi i poparcie) przez codzienne kłamstwo. Nie jestem jednak Amerykaninem i widzę te sprawy w interesie międzynarodowym, co pozwala mi zauważyć również taką sytuację, w której państwa nie są zabawkami dwóch mocarstw jak za czasów Zimnej Wojny.
„By tych błędów nie powtórzyć, to trzeba mieć więcej informacji, trzeba mieć pewniejsze informacje, a w takim razie należałoby rozbudować sieć agentów wywiadu działających w państwach, na których decyzje nie ma się wyraźnego wpływu.” Tutaj da się zauważyć wyraźny interes bezpieczeństwa w konfrontacji z przeciwnikiem małym, ale mogącym mocno zranić już za pomocą broni jądrowej. Oczywiście nie oszukujmy się — tak jak poprzednio — żaden przywódca nie jest tak głupi, by myśleć, że wygra wojnę jądrową, żaden nie zamierzałby prowokować, szczególnie znając niedawną historię z Afganistanem. Czyli ta broń służy jako straszak przeciw naciskom z zewnątrz, a dokładnie jako przedmiot handlu z bogatymi państwami. Nawet jeśli uwierzyć w dobre intencje jednego mocarstwa (co zakładam tylko teoretycznie) i uznać ustrój demokratyczny za podwaliny ogólnoświatowego porządku (co od razu kojarzy się z propagandowymi hasłami komunizmu), nie można powiedzieć, że taki ustrój jest korzystny dla biednych państw, które by były faktycznie podległe państwom bardzo dobrze wyszkolonym w walce importowo–eksportowej. Problem polega bowiem na tym, że małe państwa nie chcą być wyzyskiwane, a przy okazji starają się zniszczyć duże, bogate państwa, a duże państwa konsumują coraz więcej i chcą pochłonąć małe państwa, a jednocześnie są od nich poważnie zagrożone.
Przeczytałeś/aś to — teraz możesz ponownie zobaczyć doniesienia mediów na ten temat, by nauczyć się przekazywać we ‚właściwy’ sposób informacje do mediów publicznych. Zauważ, że takich ‚problemów’ z mediami nie mają rządy wielu, wielu państw, w których media nie istnieją, albo są w pełni kontrolowane przez władze. Takie zabawy życiem…