‟overcq”

Historia

Uczestnictwo

Powróciwszy na chwilę do czasów początku i środka mojej komunikacji ze światem przez Internet, warto uzupełnić to, co było najistotniejsze w uczestnictwie tego rodzaju, również wcześniej, a co nie zostało zapisane, mimo że w szczególności bycia odpowiadało temu samemu, co w ogólności bycia wynikało z rzeczywistości świata odwiedzanego osobiście. Była taka specyficzna cecha niektórych treści dostępnych do pobrania przez sieć, która pojawiała się z rzeczywistej osobowości i czyjejś rzeczywistości w jakiejś funkcji w świecie umieszczonej w programie lub na tzw. stronie internetowej. Takim treściom brakowało jednak obecności rzeczywistej, która powstawała z użycia tego, co było dostępne i chciane — w rozumieniu i poznawaniu rzeczywistości własnej względem rzeczywistości zawartej i dodatkowo otrzymywanej. Nie jest to poprostu wiedza intelektualna, lecz jej obecność w czyimś tworzeniu czegoś zawierającego informację o rzeczywistości żywej — dla formy przekazu, a właściwie formy dostarczająco‐ukazującej, gdy odbiorca ma dostępną zawartość, którą własnym wysiłkiem może przekształcić do niezbędnej mu formy ukazania, oglądania.

Z czasów przed możliwością użycia w ogóle lub użycia w tym celu komputera przeze mnie takimi moimi treściami było wszystko, co było moim poszukiwaniem wyrażenia w regułach programowania i obliczeniowych — rzeczywistości poznanej matematycznie lub algorytmicznie, czyli metody obliczeniowe systemów nauk, które spodobały mi się ze względu na zastosowanie w zauważonym świecie do czegoś, co nie było publikowane. Konkretnymi zagadnieniami, które powstały i pozostały jako rozwiązane czysto praktycznie, ale już gdzieś daleko w opisanym na początku tekstu powstawaniu i użyciu osobowym, były na przykład zwarte ogólne definicje implementacyjne ‣ systemu dwójkowego dla rozumienia stanów końcowych/początkowych cykli/przemian oraz ‣ nieograniczonych wzorów kombinatorycznych ogólnych i inkrementacyjnych bezpośrednio na bitach liczb wielkich i wskaźnikach elementów (z których niejawnej inspiracji po latach powstały już na gruncie nowego rozumienia programowania maszyn definicje syntetyczne niemagicznej losowości wybierające pojęcia losowości używane w informatyce). Wtedy panowała atmosfera niekompletności teoretycznej z niemożliwości implementowania rozwiązań w rozwijanych by zastosowaniach, więc nie występowało użycie.

Natomiast później wysiłkiem nowo dodanej niedozwoloności obrazowej uzyskałem chwiejne połączenie ze światem wymiany myśli i publikowałem swoją stronę internetową, jednocześnie skrócenie uzyskując to, czym żył powstający świat Internetu. Pobrałem tę niewielką ilość oprogramowania z witryn gromadzących, którą zdążyłem wybrać jako najbardziej użytkową, by móc przeglądać to, co było dostępne w różnych formatach. Później był dopiero czas, gdy przy stałym łączu (nie ograniczonym kosztami czasowo) mogłem zacząć uczestniczyć w prowadzonych listownie dyskusjach, mimo że było to już bardzo późno; jak zawsze, gdy coś jest potrzebne, ale niedostępne wprost, bo zabraniane w oczekiwaniu, że czas opóźnienia zniszczy przyczynę. Wtedy już uczestniczyłem, nie wiążąc się z żadnym miejscem, będąc nieznanym prywatnie i też nie zauważanym w obecności. Poszukiwałem tego, co się już kończyło, ale jeszcze było dostępne. Tak jak przyszedłem na początku i korzystałem z programów osobowych pisanych w konkretnym zamierzeniu przez pojedynczych autorów oraz czytałem prywatne strony internetowe, które były świętością jak kapliczka przy drodze podróżnego, tak wtedy poszukiwałem programów, które powstawały jeszcze do starego systemu ‟Windows 98”, a te do DOS ‘windowsowego’ były bardzo rzadkie, i czytałem to, co pozostało z dawnych pierwszości ludzi, czyli to, co osiągali w jakimś kierunku, odchodząc od rzeczywistości nieuniknienie dla obrazu.

Wszystko, co stawało się masowe, czyli tutaj: łatwość utrzymania monopolu wykonawczego oraz ilościowe systemy blogowe — stawało się mniej wartościowe niż jedna strona zwykłej niegdyś tzw. strony internetowej. Nie dlatego, że dostęp był elitarny na początku, ale dlatego — jak zrozumiałem później najpierw bez nazwy, a teraz to nazywam — że osoba, która przychodziła gdzieś, traktowała to, co zastała, w rozumieniu użycia tego, co chciała zrobić, a nie tak, jak było później, że usiłowała coś pokazać bez rzeczywistości, ale w tłumie zgodnych w jakichś ustaleniach formalnych. Niewielki świat twórców pod DOS i ‟Windows 9x” programów dla uczących się ich odbiorców i stron nieinteraktywnego ukrywania położenia dla sensu rzeczywistości ukazanej — zmienił się najpierw w świat piękna gdzieniegdzie jeszcze wyrastającego ulotnie poza systememe ujednolicania obrazu, a następnie w świat zinstytucjonalizowanych treści bełkotu masowego i rzadkich outsajderów, którzy odpadli od nurtu, a zgubili też swoje treści, swoją historię. Właśnie to, co powstało jednorazowo, jest najcenniejsze, bo jest w tym zawarta chęć autora, który nie utrzymuje ciągłości dla administratorów systemów, ale ma pamięć swojego życia i może utworzyć coś dalej, co nie jest formalnie ciągłe, ale jest zgodne z rzeczywistością świata. Stare treści ciągle zanikają, bo nie są już częścią bieżącej rzeczywistości uczestników, i potrzebują być tylko odtwarzane dla aktywacji jakichś starych łączy.

Jednak nie ma podstawowych mechanizmów form treści, które są skończone, a są tylko skończone formy obrazowe, w których ludzie usiłują być zamknięci, podczas gdy rzeczywistość przestaje być wyrażana. Tak jak różnica między środowiskiem dostępności jednolitych narzędzi ‘unix’, w którym nowy program musi być identyczny w formie i zaakceptowany przez nie wiadomo kogo do włączenia do dystrybucji, a środowiskiem Windows i wcześniej DOS, gdzie nic nie było zrobione gwarantowanie i nic nie było dostępne standardowo, a można było uruchomić wszystko co nowe bez pozwolenia nierzeczywistego. Dlatego wybrałem język C, ale nie jego wymagane, ustalane standardy nie związane ze składnią czyli biblioteki standardowe i format minimalny pliku wykonywalnego — jako pierwowzór implementacyjny mojego języka programowania. I tak też ten nowy język może się rozwijać — jako specyficznie zastosowany w każdym środowisku programowania przy zachowaniu wszystkich bytów podstawowych, których programista używa do tworzenia przepływu wykonania. A tworzy oprogramowanie z tym, co ma dostępne rzeczywiście, używając modułów już przygotowanych, ale nie wymaganych dla standardu języka, by miał on dowolne wymagane zastosowanie, tak jak w rzeczywistości, gdzie jest on narzędziem właściwym w danej rzeczywistości. Tak by każdy, kto u siebie będzie chciał coś utworzyć, to zrobi to z własnej rzeczywistości, a nie z rzeczywistości uwspólnianej, bo to człowiek ma bezpośredni kontakt z rzeczywistością, a nie program ustalony, i względem tej rzeczywistości się komunikuje.

Mimo że czas tamtych systemów się zakończył ze względu na to, jak były zrobione, jak ujawniały swoje obrazy ograniczeń, to czas możliwości programowania ponad ograniczeniami języka programowania, czyli w języku zapisu bytów stworzonych, a nie procedur zależnych od fundamentu maszyny — właśnie się zaczął, dając możliwości bycia na różnorodności przy jednoznaczności uniwersalnej, a nie dla wymaganego fundamentu standardu, który wymusza dostępność przez unifikację tego, co ma być w formie, a nie akceptację tego, co właśnie jest, i co z tego można rzeczywiście utworzyć, mimo że innymi drogami przepływając po procesach rzeczywistości przemian bycia nieożywionych bytów otoczenia i tworząc różne inne złożoności, które są wystarczające dla innej formy życia, świadomej prawdy świata i komunikującej się bez przemocy niszczenia tego, co niezgodne z systemem cywilizacji, ale dla zrozumienia łączności i rozłączności bytów tej samej natury oraz konwersji nazw tego samego bytu. Stąd nie potrzeba odrzucać już żadnej maszyny do realizacji bycia w rzeczywistości, która już jest aktualnie, by wyrażać własną prawdę życia wiecznego, takiego, które w całości jest zgodne i pełne w jego przebiegu na rzeczywistości z tym, co się robi, ale nie sekwencyjnie dla obrazu, lecz dla bytu żywego.