‟overcq”

Człowiek

Uczeń czy człowiek

W dzisiejszym świecie, świecie pracy robotniczej będącej na wszystkich poziomach hierarchii zarządzania/wykonywania czegokolwiek, kapitalistycznej pracy dla pieniędzy lub komunistycznej z powinności — tak samo rozumianej pracy — można się zastanawiać, co tak naprawdę jest potrzebą człowieka, bo ta praca przecież niby jest wykonywana ze względu na potrzeby. Ode mnie w tym sensie jest coś innego, co jest istotą życia: do kogo powiem (lub powiedziałem w przeszłości) jakieś słowa i dlaczego. Bo chciałem, by pewien krótki fragment drogi był pokonywany obok w zrozumieniu świata napotykanego, gdy powiedziałem na przykład „pójdź ze mną” w niewypowiedzianym rozumieniu: „w tym, dlaczego przemierzasz przestrzeń częściowo tą samą drogą”, ale przecież nie mówiłem „pójdź ·za· mną”.⁅Biblia➪Mt 8:22, Mt 9:9, Mk 2:14, Łk 5:27, J 1:43, J 21:19, J 21:22⁆ I ta droga mogła być przemierzana nie tylko z powodu mojej propozycji: z czyjeś albo niczyjej. Ale co w niej było? Czy była w niej ta praca robotnicza? A mogłem coś powiedzieć przecież z cudzego oczekiwania usłyszenia czegoś nic nie znaczącego, a dla zdobycia przez kogoś oczekiwanego złudzenia wspólnej drogi.

Żeby droga była przemierzana obok niezbędne jest napotkanie kogoś, kto albo zechce się dołączyć, albo zechce mnie dołączyć, albo nikt nic nie zechce wcześniej, ale się znajduje podczas drogi. Ale to napotkanie jest możliwe tylko wtedy, gdy ktoś coś robi w świecie w danym czasie, a nie jest możliwe wtedy, gdy ktoś pracuje, ponieważ musi coś realizować. Prace, które są pracami maszyn… A później jest czas wolny od pracy i człowiek zastanawia się, co robić. Wtedy jest na drodze, lecz nie rozumie świata, a wydaje mu się, że wtedy jest wolny i może robić, co chce, ale naprawdę nie potrafi.To jest właśnie światowe cywilizacji kontynentu europejskiego wieków antycznych, a później światowe kuli ziemskiej, robotnicze ‚wyzwolenie’ dla ideałów masońskich, które dokonywało się po średniowieczu, gdy masy ludzi zostają włączone w taką realizację bez potrzeby uzyskiwania deklarowanej przynależności. Tak też została zbudowana nazwa w języku angielskim, w którym rzeczy wyrażane są obrazowo dosadnie: ‘freemason’ czyli ktoś mający być wolnym, a jest niewolnikiem pracy zleconej, bez rozumienia świata, a dla obietnicy wolności opartej na daniu możliwości ograniczonego kupienia. I to nie robotnik tak nazywany — każdy jest takim robotnikiem, umysłowym niewolnikiem, który nie rozumie potrzeb, a później jest na drodze donikąd przez nic albo coś.

Bo to jest właśnie pytanie — wiedząc już o słowie podczas drogi, nie tym do osób, które są obok niej, jak to może jest w zwyczaju: czy dbam o ludzi? Czy to napotykanych podczas drogi, czy to napotykanych obok niej, a może o ludzi wogóle, o ludzi zgromadzonych. Nieprawdą by było powiedzieć, że nie dbam. Ale nie dbam o nich w takim sensie, jak się wydaje, że jest to ideałem opieki, troskliwości. W ogóle nie dbam, ale rozumiem, co się dzieje wokół, więc tego nie ignoruję. Niezliczoną ilość razy pozostawiałem ludzi z trudnymi decyzjami, które musieli podjąć, w ich życiu. Czy im pomogłem? Napewno nie. Może trochę zrozumieć, co się dzieje, ale to wszystko.

Zawsze przychodzi taki moment, gdy człowiek uświadamia sobie, że ma coś zrobić rzeczywiście, bo niezrobienie jest jedną z decyzji, zrobieniem czegoś innego. W dzisiejszym świecie ludzie w znikomej ilości wystąpień mają możliwość podejmowania decyzji o tym, co zrobią, którą drogę wybiorą i dlaczego. Bo teraz wyborem drogi, która była dla potrzeby zrobienia czegoś rzeczywistego, jest nazywany wybór pracy, która nie realizuje potrzeby, a jest czynnością mechanicznego ruchu po drodze — dla ścisłego wyznaczonego czasu i miejsca. Rozpoznaję ludzi, którzy coś robią lub też potrzebują coś zrobić i widać, że będzie to rzeczywiste, a nie jest w kierunku mechanicznej pracy — i do nich każdorazowo kieruję te słowa „pójdź ze mną” fragmentem drogi, skoro jest to właśnie ta sama droga, i to tylko wtedy, gdy właśnie tego chcę. To jest normalność, w dzisiejszych czasach – nienormalność w oczekiwaniu społecznym i dlatego zwykle nie napotyka się takich konieczności, ale mimo to występują nieunikalnie, zależnie od środowiska ludzi, a przecież nie są celem, by je tworzyć z braku potrzeb poza nimi.

I pójście ze mną lub mnie z kimś obok drogą nie jest przejawem miłości. Następne słowo fałszowane na podstawie obserwacji przez ludzi, którzy mają swoje oczekiwania, masowo wobec wszystkich: mają swoje pożądania, jak by chcieli wykorzystać obecność z kimś na pustej drodze, nie robiąc nic. Przecież nikt nie mówi „pójdź ·za· mną”, a dopiero to jest propozycją miłości, gdy najpierw jest normalność. W dzisiejszym świecie wiele istotnych słów jest sfałszowanych, ale te istotne były już sfałszowane nawet w świecie niedzisiejszym, lecz moje rozumienie drogi jest na prawdzie o zamiarze i tym, co się robi, w rozumianym świecie, ponieważ się potrzebuje.

Czynności realizowane powtarzalnie, mechanicznie, gdy człowiek nie potrafi ich realizować samodzielnie, naturalnie, nie są pomocą ludziom, a tylko ewentualnie bezmyślnym podtrzymywaniem brakującej funkcji ciała podczas dalszego rozkładu człowieka, zaniku funkcjonowania umysłu dla rozumienia świata.

W jednej z linii prowadzących (“pójdź za mną”) ten tekst nie jest przeciwko treści Nowego Testamentu (księga Biblii), lecz jedynie sugeruje, że to wyrażenie odczytane bez sensu całości podanego w innych fragmentach Nowego Testamentu, że Jezus chodził ·razem z tzw. uczniami· — jest fałszem powstałym w tłumaczeniach podczas reformacji dla ustanowienia prymitywnego obrazu doskonałej powinności, bez osoby człowieka.