«https://sites.google.com/site/katynii/» w «web.archive.org»Słowa powtarzane szeptem, szemrane, skrywane, z ust do ust przez ludzi. Tam to napisali, gdzie dzięki Internetowi można przeczytać, można wiedzieć, to czego nie wolno, co zabronione i ukrywane. My wiemy… czego nam nie powiedzą chcąc zakryć prawdę. Wiemy i się domyślamy.
Bo jeśli to, co napisane, byłoby prawdą, to już nic więcej nie ma do rozumienia. Tak ludzie mogą myśleć, może myślą w większości podając adres tej strony, ale tak chyba nie było w zamyśle. Na wspomnianej stronie jest pewne zestawienie informacji o wypadku dostępnych z różnych mediów informacji w Internecie. I właśnie ten zbiór jest cenny, jednocześnie z upływem czasu tracąc swoją wartość aktualności. Natomiast interpretacje… idą w kierunku stylu teorii o ‘ufo’, które w sieci wymierają, dlatego jako fantastykę (którą lubię) przyjemnie się je czyta. Ale pomiędzy zestawieniem informacji a interpretacjami jest na tej stronie coś bardzo cennego, coś najtrudniejszego — spostrzeżenia. Może nie są podane wprost tak jak interpretacje, ale dla uważnych odbiorców są zauważalne i niezbędne.
Właśnie dla spostrzeżeń, które znajdują się na opisywanej stronie ją polecam, jednocześnie całkowicie odcinając się od podanych tam wprost interpretacji. Po prostu autor postarał się zebrać informacje o wypadku z sieci, a w czasie tej pracy pojawiły się spostrzeżenia, które mimochodem zapisywał, jednak dążąc do interpretacji, które — moim zdaniem — potrzeba podczas czytania ignorować, by móc mieć własne spojrzenie.
Jednocześnie należy pamiętać, że tego typu strona, umieszczona na tego typu serwerach, czyli w otoczeniu społeczności informacyjnej o określonej specyfice — podobnie jak strony typu Wikipedia — opiera się na informacjach zapisanych w przeciwieństwie do wszystkich informacji obecnych. W takiej społeczności nikt nie może niczego powiedzieć, jeśli to nie zostało zapisane, ponieważ zostanie szybko odsunięty od wypowiedzi. Jest to cecha encyklopedyczna (Wikipedii) bez rzetelności nieulotnych źródeł drukowanych, cecha dziennikarska (Google) bez rzetelności prasy drukowanej. Jakkolwiek gdzieś byłaby prawda, to w takiej społeczności wiadoma prawda jest ograniczona dodatkowo granicami wcześniejszej publikacji w sieci Internet. Jest to bardzo cenna cecha, ponieważ istnieje już konkretność wypowiedzi, zasadność — względem typowych chaotycznych artykułów w Internecie, ale – przy barierach nie pozwalających zejść z publicznej drogi. Przy takim podejściu odbiorca tekstu ma swobodę zobaczenia publicznej wypowiedzi, mając wrażenie własnego przechodzenia przez drogę, bycia wolniejszym ale szerszym niż autor artykułu. I stąd odczuwa się neutralność zderzeniową poglądów, ponieważ drogi się tylko skrzyżowały, lecz każdy podąża inną nie tylko ze względu na kierunek, ale właśnie ze względu na rodzaj drogi: autor podróżnik, odbiorca osadnik.
A pierwszym spostrzeżeniem jest, że polski samolot, który uległ wypadkowi, nie był jedynym, który miał problemy podczas podejścia do lądowania, o ile informacje o drugim, konkretnym samolocie są prawdziwe. Natomiast to spostrzeżenie bez względu na prawdziwość co do konkretnego drugiego samolotu pozwala odbiorcy spojrzeć swobodniej na sytuację w obszarze wypadku. Nie tylko Polacy są tymi poszkodowanymi, nie tylko narodowo zostaliśmy zaatakowani przez nie wiadomo kogo. Mimo że polski samolot mógł być celem jakiegoś zamachu, to nie byłby on jedynym celem, ponieważ istniały jakieś określone warunki otoczenia, w którym się znalazł, powodujące wypadek. Tak mogło być, nie musiało, ale spostrzeżenie tego odkrywa zakryte.
Innym nie zapisanym spostrzeżeniem jest zauważenie, że polski samolot — mimo że leciał nad terenem wznoszącym się — nie usiłował skręcić w bok, by uniknąć zderzenia bez konieczności wznoszenia ponad wznoszący się teren. Nie wiadomo z jakiej odległości widoczność umożliwiła zauważenie wzrokiem zbyt niskiej wysokości, ale musiał istnieć wystarczający czas na reakcję maszyny na podniesienie jej z trajektorii opadania do lądowania, czyli zmianę trajektorii lądowania na trajektorię ucieczki. Więc piloci musieli wzrokowo zauważyć teren wcześniej, by mieć możliwość rozpoczęcia podnoszenia maszyny. Natomiast nie wykonali uniku skrętem w bok (jak donoszą media zapisami rozmów pilotów — chcąc skręcić w lewo) z nie wiadomo jakiego powodu, który to manewr jeśli udany być może uratowałby życie.
Nie wiadomo, czy da się tak łatwo oszukać urządzenia samolotu, ustawiwszy nadajniki sygnału naprowadzającego, podczas gdy oryginalne nadajniki nie zostały wyłączone. Ponadto zastanawia lokalizacja tzw. drzewa oderwania fragmentu skrzydła samolotu, które miało spowodować skierowanie polskiego samolotu wprost na lokalizację samolotów stojących na lotnisku. Może zmiana kierunku lotu nie była z powodu drzewa, lecz była spóźnionym manewrem sterowania? Może wbicie się odwróconego samolotu w ziemię zamiast ślizgowego lądowania kadłuba pomiędzy drzewami było spowodowane właśnie tym manewrem, który zainicjował obrót wokół własnej osi? Zbyt wiele w tym wypadku jest okoliczności, które sugerują błędne decyzje pilota w sytuacji nadzwyczajnej: najpierw uporczywe wznoszenie nad terenem wznoszącym się, a później wybicie niesterowalnego samolotu z osi symetrii.
Osobiście miałem kiedyś takie zdarzenie, gdy jadąc szybko z góry szosą napotkałem grupkę osób stojących po przeciwnej stronie, spośród których wybiegł jakiś kundelek i stanął na środku jezdni. Gdy ja momentalnie skorygowałem bezpieczny tor jazdy na ściśle prawą połowę jezdni, kundelek specjalnie pobiegł znowu na tę połowę. Ani nie próbował biec w moim kierunku, ani uciekać, tylko patrzył się na mnie, jakby specjalnie chciał popełnić samobójstwo. Oczywiście mogłem pieska potrącić, bo to nie człowiek, ale właśnie z tego powodu, że widać było, że on chciał, a jako pies nie może decydować co ja mam robić, to błyskawicznie przemyślałem plan postępowania. Ponieważ nie zdążyłbym zahamować. Ułamki sekund przed zderzeniem z kundlem, gdy już nie mógł zareagować podbiegając dalej, wykonałem szybki, drobny, unikalny ruch kierownicą, którego nigdy nie ćwiczyłem, ale którego już dawno wcześniej też użyłem, wtedy by zachować panowanie nad pojazdem — i przejechałem częściowo po poboczu. Kundelek nie drgnąwszy tylko odwrócił głowę zawiedziony patrząc na mnie, gdy odwróciłem na chwilę głowę, by sprawdzić, czy przeżył.
Ale co z tego wynika? Że miałem plan i znałem tę szosę, wiedziałem czego się spodziewać dalej, stąd wiedziałem jak mogę jechać, by za kundlem nie wylecieć z drogi i nie wpaść też na przeciwną stronę. Takie decyzje podejmuje się w krótkim czasie, gdy od początku wiadomo, że nie ma żadnych szans na zatrzymanie. I w wypadku pod Smoleńskiem jeśli pilot miał mieć szanse przeżycia, musiał mieć taki plan podjęty w ciągu ok. dwóch sekund od uświadomienia sytuacji. Gdy przychodzi do wykonywania takiego planu, ciało zachowuje się tak automatycznie jak automatycznie prowadzi się maszynę jeśli sterować nią ręcznie w przyjaznych warunkach. Wtedy już za późno na myślenie. Dlatego pilot albo miał ten plan powstały w kilka sekund, albo już wtedy mogło być prawie pewne, że nie przeżyje nie tylko dlatego, że zostawiłby maszynę samą sobie, ale również dlatego, że źle by nią sterował, niszcząc szanse, które wynikałyby z bezwładnego spadnięcia podłużnego.
Na opisywanej stronie ‘www’ umieszczony jest znany filmik nazywany pierwszą (anonimową) relacją z wypadku, gdzie ‚wszyscy’ słyszą głosy ;-) morderców. Przy obecnych możliwościach manipulacji można takie efekty dźwiękowe dodać do filmu nagranego na miejscu rzeczywistego zdarzenia bez najmniejszego problemu. Kompresja stratna dokonywana przez YouTube podczas konwersji do postaci publikowanych w ogóle wyklucza jakąkolwiek wartość dowodową tego filmu w tym, co zawiera wprost. A poza tym zapis dialogu jest błędny, zmyślony. Ten film pokazuje mgłę, wszystkim niedowiarkom, mgłę jaka potrafi być naprawdę, biała jak mleko zakrywająca nieprzeniknienie. Są dużo gęstsze mgły, jeśli nie mogący ich doświadczyć nie wiedzą. I chyba nikt nie powie, że ‚specjalne oddziały’ czekały na samolot na terenie dostępnym dla wszystkich mieszkańców Smoleńska, wiedząc ponadto gdzie on upadnie. Nie, ten samolot po prostu spadł bardzo blisko lotniska, tuż przed miejscem postoju samolotów, w które prawie wpadł, skręciwszy — jak to się mówi powszechnie — po feralnym drzewie. Służby lotniska nie miały daleko do tego miejsca, jeśli podążały na wprost. Ponadto kto to sfilmował i dlaczego był w stanie to zrobić, nagrać egzekucję? Bo jej nie było w takiej formie, jaka jest sugerowana na podstawie filmiku? Dźwięk na tym filmie jest zbyt przestrzenny jak na słyszalną charakterystykę kierunkową mikrofonu typowej kamery, co stwarza w moim odczuciu wrażenie dogrywania wypowiedzi do filmu nagranego na miejscu zdarzenia, szczególnie pod koniec. Z moich poszukiwań w sieci film został wprowadzony do niej przez osobę należącą do polskiej radykalnej młodzieżówki politycznej.
Umieszczone dalej na opisywanej stronie ‘www’ interpretacje opierają się na informacjach medialnych, o których sam autor stwierdził, że są dezinformacją. Jednak należy się zastanowić, czy pilot miał więcej czasu na wykonanie jakichkolwiek działań niż opisane przeze mnie minimum, czy raczej od momentu zejścia na wysokość zderzeniową nie mógłby już niczego rozważać z innymi osobami. Czy system ostrzegania przed schodzeniem zbyt nisko względem przeszkód terenowych (TAWS) nie był standardowo ignorowany przez pilotów podczas lądowań na takich lotniskach. Jeśli to ostatnie rzeczywiście miało miejsce, to zajmując uwagę pilota odrzucaniem sugestii automatu co do sterowania, utwierdzało go podświadomie w przekonaniu, że słusznym postępowaniem jest przeciwstawianie się nachalnej maszynie, co wpływało wprost na to, które decyzje były preferowane przez pilota, na jego separację od maszyny jako narzędzia podległego woli lecz ograniczonego, na traktowanie jej jako zbędnego, przeszkadzającego automatu. Wszystko to mogło spowodować, że pilot nie był w stanie w ciągu kilku sekund podjąć decyzji o pełnym planie wyjścia z sytuacji nadzwyczajnej, stając się ofiarą jedynie możliwych później do wykonania instynktownych uników przed przeszkodami, które doprowadziłyby do zniszczenia maszyny tuż przed jej swobodnym rozbiciem. I przy zrozumieniu ostatnich kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu sekund widać wyraźnie, że wtedy jedyną szansą było wykonanie przez pilota niestandardowych czynności a w takich sytuacjach typowych: ‣ błyskawicznego jednoosobowego opracowania planu postępowania na podstawie znajomości otaczającego terenu, ‣ szczęśliwej realizacji tego planu. Wszystko co istotne naprawdę, co doprowadziło do sytuacji prowadzącej do wypadku, wydarzyło się wcześniej, to co było przyczyną zejścia na nieodpowiednią wysokość. To było decydujące o wypadku, nawet gdyby wszyscy przeżyli dzięki nadzwyczajnym działaniom pilota.
Tak że widać, że w sytuacjach krytycznych tylko jedna osoba może wyprowadzić samolot z opresji, wtedy nie ma czasu na porozumienie między pilotami. To co się dzieje wtedy musi być z góry przewidziane nie jako zestaw procedur współpracy, lecz jako podporządkowanie jednemu pilotowi tylko i wyłącznie z powodu braku czasu na komunikację. Nie ma wiele takich sytuacji, nie wiadomo kiedy się pojawią, ale gdy się pojawią, to nawet nie ma czasu na ogłoszenie alarmu dla innych pilotów.
To mógł być zamach, ale na pewno nie w taki sposób dokonany jak komukolwiek mogło się wydawać na podstawie informacji zebranych i zinterpretowanych na opisywanej stronie ‘www’. Decydującym czynnikiem była przyczyna takiej a nie innej trajektorii lotu samolotu zanim pilot stanął przed ogromnym problemem wyjścia z sytuacji bez wyjścia.