‟overcq”

Historia

Spotkanie w miejscu

Zagadnienie, o którym napiszę, nie jest takim, które łatwo nazwać, mimo że można je zrozumieć jako pewne całościowe pojęcie sytuacyjne, które nie ma parametrów regulacyjnych i dlatego nie mogłoby być zrozumiane dynamicznie. I nie chciałbym, by każdy w ogóle kiedykolwiek je poznał, ale staram się ostrzec wszystkich, którzy by taką sytuację spotkali, wiedząc, że w obecnych czasach może nie być możliwe życie bez własnego spotkania z tym, przed czym nie uchroni nienaruszalność obszarów życia do czegoś podjętego z początków powstania. Gdy ‟Apokalipsa” (księga Biblii) wskazuje rzeczywistość, która jest prosta w poznaniu i podążaniu, mimo że jest przejęta przez wrogie zło, które jest w tej księdze już nie tylko czynami ludzi, lecz pewnymi mechanizmami przeciwko źródłom życia człowieka — to ja tutaj zarysowuję sytuację nie mechaniczną, ale będącą pewnego rodzaju chaosem, który nie został opisany w ‟Apokalipsie”, chociaż został w niej poruszony, który nie znajduje się na prostej — w tamtym ujęciu — drodze zwycięstwa życia zgodnego z prawdą rozszerzającą wcześniejsze przykazania w kontynuacji myśli „nowego przykazania” z Nowego Testamentu, a tę prawdę niszczą opisywane tam mechanizmy i decyzje ich wyboru. Więc jest tam obraz metod, które były znane jako powstające, po których i tak zwycięża prawda. Natomiast tym, co łączy przez drogę, a nie jakiś ogólny obraz, tekst ‟Apokalipsy” ze wskazywaną tutaj nie nazwaną sytuacją niewłaściwą — jest apokaliptyczny filar myśli: „takie, jakie jest”, czyli rzeczywistość, której się nie zna, lecz poznaje. I gdyby ta rzeczywistość była stworzona przez człowieka, to mogłaby być poznana, natomiast naprawdę ona może być tylko poznawana. Więc jest pytanie ‛kto poznaje?’, na które odpowiedź rzeczywista jest, że każdy. I wtedy pojawia się słowo i myśl, oprócz czynów, które wcześniej nie były w sumieniu, ale nie były zamierzenie złe. Czyli ‟Apokalipsa” nie mówi, ale zakłada pewnego rodzaju posłuszeństwo międzyludzkie względem słowa, a też szerzej – myśli, wiedzy, prawdy, natomiast tutaj piszę o sytuacji, gdy słowo od Boga, który oczywiście zna prawdę, jest uznane, lecz przez człowieka nie rozumiane. Czyli pojawia się ta sytuacja, której ‟Apokalipsa” nie porusza: które słowo międzyludzkie jest prawdziwe, gdy wiadomo, że człowiek poznaje rzeczywistość — jak człowiek może nazwać to, co jest niewidzialne, a co tworzy to, co człowiek potrafi zobaczyć.

Bo tutaj mamy podstawowy konflikt dogmatyczny, który polega na tym, że uznawszy prawdę bez procesów podtrzymujących strukturę tego, co człowiek widzi, uznajemy, że świat jest trwały, co jest oczywistym kłamstwem, bo materia się przemienia w obrazach, a ponadto jest to sprzeczne z dogmatami o niematerialności oprócz materii. Czyli nie może być tak, że człowiek zapamięta sobie pewną liczbę obrazów przedmiotu, bytu, by nazywać go pojedynczą nazwą, jako coś pojedynczego, ale musi być tak, że coś tworzy to coś pojedynczego, lecz to stworzenie nie jest podległe woli obserwatora, bo albo jest żywe i ma własną wolę nad swoim ciałem, albo jest martwe i wtedy powstało — tak jak ciało żywe bez „duszy” — z pierwotnego zamysłu Boga, który stworzył to, co niewidzialne dla człowieka, co tworzy byty widzialne przez działanie mechanizmów, oraz to, co żywe, co ma dodatkowo wolę opartą na umyśle. Natomiast jest to podległe woli zmiany, która jest dokonywana czynem przez stworzenie żywe. A ponadto człowiek też potrafi stwarzać we własnych możliwościach. Więc z niepominięciem zrozumienia woli człowieka względem tego, co widzi, jest zrozumiałe, że to, co widzi swoimi zmysłami i rozpoznaje w pamięci obrazów, nie jest podstawą prawdy, lecz tylko jej obrazem opartym na procesach niewidzialnych.

Człowiek oczywiście posługuje się zmysłami, lecz po to, by zauważać zmiany w tym, co rozumie, i poznawać rzeczywistość. To, co zauważa jako byt (widzialny), nazywa słowami tak, jak w Księdze Rodzaju Biblii, a to, co poznaje rozumem, nazywa słowami, które powstają z opisu zmian uproszczonych do własnych możliwości pojęcia. To, co niewidzialne tworzy widzialne byty, może być poznawane jako mechanizmy bytów prostszych, które składają się z jeszcze prostszych, albo jako mechanizmy nad strukturami, które zawierają w sobie stworzenia żywe, mające wolę, a to ostatnie jest nadużyciem rozumu, użyciem w fałszu sekwencji kolejnych obrazów tak jak rozpoznawanie bytu widzianego pojedynczo, poza pełnym rozumieniem. I słowa służą do przekazu poznania tego, co jest, a nie do pustych obrazów, lecz potrzeba wiedzieć, jak wiedzieć, co jest, czyli jak wierzyć. Oczywiście odczytując wrażenia ze zmysłów do wiedzy umysłu w poznaniu bezpośrednim.

Natomiast jak wierzyć słowom, które pochodzą od ludzi, gdy chce się poznawać również ludzi, gdy wiadomo, że każdy człowiek ma poznawanie świata? Nie można przecież odrzucać dlatego, że się nie rozumie jeszcze cudzego poznania rzeczywistości. W tym właśnie kontekście pojawia się ta sytuacja, w której człowiek ma życie oparte na własnej wiedzy, lecz słowa, które oznaczają pewien fragment przebiegu niewidzialnej rzeczywistości, są używane w innym sensie niż rzeczywistość, do której się odnoszą, a ludzie, którzy są uznawani, oraz ci, którzy uznają, że walczą o prawdę, wykazując cudze niezgodności z jakimś twierdzeniem, tak naprawdę nie znają rzeczywistości, tak jak ci, których zwalczają. Bo prawda nie jest częściowo fałszywa dla celów danego człowieka, lecz jest tylko niekompletna. A fałsz w słowach, o którym tutaj piszę, ma długą historię zakłamanego społeczeństwa, które swoją kulturę tworzyło w podstawach na kłamstwie, by osiągać kłamstwo swoich przedstawicieli wspólnych interesów. Tak powstało kłamstwo władzy masońskiej oraz satanistycznej, które chełpią się praworządnością nad ludźmi, którzy są nieświadomi własnej rzeczywistości i wykonują zadane procedury.

Nie na tym polega życie chrześcijańskie, że się ukrywa swoje przekonania do samotności, ale na tym, że się nimi żyje w sposób niedestrukcyjny dla tego, co się tworzy w prawdzie, czyli dla tego, co jest dobre, co jest wolą człowieka w stwórczej woli Boga. Lecz Bóg nie jest nadzorcą człowieka, lecz kimś, kto go dobrze znał i zna, ale pozostawia mu wolną wolę na świecie oczekując, że nie będzie czynił krzywdy temu, co stworzył. A czyny pochodzą od myśli (od wiedzy i woli), natomiast wiedza pochodzi od słowa o rzeczywistości, której dany człowiek nie odkrył pierwszy, lecz ją może poznać i poznawać wiedząc, jak w niej uczestniczyć; lecz poznaje we własnej rzeczywistości prawdy uniwersalne, które są inaczej uformowane w jego poznawanej strukturze rzeczywistości.

Dlatego każde słowa, które przychodzą od innych, trzeba rozumieć w całości własnej wiedzy co do bytów rzeczywistości i procesów, do których się odnoszą, a nie używać ich do obalania twierdzeń przez wyjątek lub przypadek; prawda o rzeczywistości nie ma wyjątków, lecz jedynie niewiedzę człowieka o tym, co się wydarzyło z tym, co jest w pewnym stopniu poznane w swoim bycie. U ludzi, którzy nie przyjęli lub nie stosują tego sposobu poznawania i myślenia, z natury zmysłowej obserwacji rzeczywistości pojawiają się fałszywe twierdzenia o niej, które nie są niekompletnym poznaniem, lecz wiedzą, jak należy robić coś, gdy się widzi pewne cechy zmysłowe, ale te cechy nie wskazują procesów budujących te byty, na których cechy się patrzy, i rozpoznając po tych cechach, popełnia się błedy, ale nadal stosuje procedury — w procesie zniszczenia. Należy rozpoznawać po całości rzeczywistości, którą się zauważa, w wiedzy o niej.

Te fałszywe twierdzenia mają początek w użyciu zauważonej cechy bytu do nadania nazwy, która następnie opisuje ten byt tą cechą, gdy ewentualnie już jej nie posiadałby. Czyli ten problem powstaje, gdy albo nie poznaje się rzeczywistości, lecz tylko rozpoznaje, albo nazywa się kolejny byt mający tę cechę, ale bez oparcia na jego identycznym procesie. Kontynuacją składania tych fałszywych twierdzeń jest budowanie na podstawie takich przypisanych cech i zauważania, że takie byty coś robią — zdań orzekających, z których powstają ludowe powiedzonka, a czasem przysłowia. Te zdania są następnie stosowane do wymuszania oczekiwań co do odbierania przez siebie określonego wrażenia zmysłowego albo w przemocy na innych, albo w autodestrukcji, by wydawało się, że odczuwa się tę nazwaną cechę.

Pewni ludzie mają świadomość, że takie twierdzenia w zastosowaniu przez tę cechę są nie tylko nieprawdziwe, ale szkodliwe, a mimo to starają się doprowadzić do posługiwania się nimi powszechnie, odświeżając przestarzałe formy tych fałszy w nowoczesny satanizm opraty na powyżej opisanym masonizmie, ukierunkowany na zabijanie, by odczuwać przyjemność z odbierania przez siebie wymuszonych niezgodnie z rzeczywistością (której nie ma, a jest zniszczona dla obrazu) lub złudnych, nierzeczywistych (tylko we wrażeniu umysłu, ale nie odbieranych) obrazów cech podpadających pod posiadaną wiedzę fałszywych twierdzeń władzy niszczenia rzeczywistości. Czyli dla uzyskania pożądanego obrazu są stosowane rzeczywiste mechanizmy niszczenia bytów dla pokazywania się w ich uszkodzeniu tego obrazu lub jego fragmentu — w nieświadomości bądź świadomości, lecz udając niewiedzę lub nie chcąc wiedzieć, co się robi, by nie ponieść odpowiedzialności za zniszczenia i nie zaprzestawać niczego lub szukać innego wykonywania tego samego zniszczenia. Teraz można popatrzeć na zachowania własne i zbiorowe takich zbrodniarzy, bo nie są to ludzie, którzy zrobili coś w zwykłym gniewie lub instynkcie pierwotnym, lecz użyli rozumu do wytworzenia znanego im wpływu wytwarzającego obraz bytu lub osoby przez ich uszkodzenie, które tych agresorów nie obchodzi. Nie zrobili tego, by coś komuś zabrać lub zepsuć, co może być oddane, mimo że i tak nie da się przywrócić stanu przeszłego, który jest przywracany do wcześniejszego stanu startowego z tym czymś zastąpionym nowym. Zrobili to, by coś lub kogoś zabić przez uszkodzenie mechanizmu ukrytego, niewidzialnego, który buduje ciało lub umysł.

Dzięki temu, że zbiorowość albo nie rozumie lub nie uzna demokratycznie, że coś złego zostało dokonane, albo w tym zamierzenie uczestniczy — zbrodniarz przełącza stosowane mechanizmy ukrytego wpływu, by zapobiec nienadążaniem myślenia ludzi stymulowanych nowymi bodźcami przed zrozumieniem przerywając je, nie umożliwiając dyskusji nad rzeczywistością. Nawet jeśli taka dyskusja jest w jakiś sposób zainicjowana, to jest pełna kłamstw i milczenia, bo oczywista jest obawa ofiar przed wyszydzeniem przez tę zbiorowość, która już to zrobiła we współpracy w dokonaniu zbrodni, która miałaby być omawiana, ujawniana. Więc zapewnianie ochrony fizycznej takich ofiar przed zbrodniarzami nie umożliwia ochrony przed dalszym dokonywaniem na nich zbrodni.

W ten sposób powstaje system państwowy, który sankcjonuje za dokonanie przestępstw widocznych wprost, bo rejestrowanych systemami nadzoru zachowań fizycznych, oraz tekstów wypowiedzi o zwrotach skierowanych niezgodnie z dozwolonymi formami, a przyzwala na zbrodnie ukryte w niezrozumieniu demokratycznego tłumu oraz wspiera je, ponieważ przestępstw dokonują też ci, którzy widzą to jako możliwość zemsty za zbrodnię niemożliwą do udowodnienia, a także uczy instynktownych zachowań i większych destrukcji, emitując w mediach informacyjnych ich mechanizmy w odniesieniu do interpretowanej obserwacji zachowań ludzi w terrorze uświadamiania, że ich procesy życiowe są porównywane do zgodności z oczekiwanym oglądaniem filmu przez tych ludzi, którzy są w posiadaniu władzy. W takim systemie ci, którzy przynależą do grupy nadzoru decydują, kogo zniszczyć społecznie w terroryzowanym społeczeństwie, używając jego własności osobowej w fałszu opisanej zbrodni przeciwko niemu personalnie oraz kojarzeniu przeciwko niemu społecznych czynności niszczenia — jak opisałem w innym tekściePowitanie na drodze. I decydują, kogo dopuścić do swojej grupy satanizmu, przeznaczając pozostałym ludziom cierpienie. W ten sposób odbierają ludziom wolną wolę, by ich osądzać za to, co sami wzbudzają, zasłaniając rzeczywistość, gdy znajdują nowy mechanizm wyniszczania w czyimś umyśle, powstały w systemie promocji poszukiwania wolności od terroru nadzoru — przez wyniszczanie innych ludzi, którym niszczy się wszystko, co się chce wziąć lub uniemożliwić — zgodnie z prawem — jak opisałem wcześniej zbrodnię satanizmu.

Czyli przy pomocy powszechnego strachu utrzymują system przerywania mechanizmów, które są rzeczywiste u ludzi, uniemożliwiają tworzenie przez nich zrozumienia rzeczywistości i zmuszając do życia w mechanizmach zatrzymanych w zestawie i uaktualnianiu z poznawania rzeczywistości do tych, które były obecne do pewnego wieku dziecka i które zostały przyzwolone przez nadzorcę w systemie unikania myślenia o nieprzyzwolonym. Więc widać, że ma to na celu zmuszanie do ciągłego wykonywania prostych czynności w faszystowskim obozie zagłady, gdzie nie ma świadomości własnych zachowań w zmieniającej się rzeczywistości, co powoduje, że ludzie nie tylko nie potrafią mówić o rzeczywistości, ale chorują i umierają nawet z powodu nierozumienia własnego ciała, oprócz nierozumienia otaczającej rzeczywistości. Jakkolwiek intencją nadzorców jest ponoszenie jak najmniejszych kosztów eksploatacji ludzi, więc starają się przedłużać zdolność do pracy przez tzw. ‛poprawianie warunków pracy’ czyli korekty wytwarzanego otoczenia człowieka, by unikać zaistnienia sytuacji nie obsługiwanej przez zatrzymane w rozwoju mechanizmy w umyśle. Itd.

Natomiast ja sprawdziłem od wewnątrz, że ludzie w takim systemie nie są dla życia, lecz dla śmierci, ponieważ nawet ja zostałem przeznaczony na wyrzucenie z systemu, gdy żyłem cały czas w trudnościach wyniszczania wykluczaniem z dostępu do zasobów podstawowych ciała, a przecież poznawałem też ludzi przez ich słowa prawdy własnego życia. Czyli poznawałem i wybierałem prawdę rzeczywistości mimo przemocy i separacji oraz czasem początkowej niewiedzy o cudzym kłamstwie, gdy ktoś łamał 8. przykazanie w oczekiwaniu trwałego skierowania na drogę fałszu rzeczywistości — a za to byłem wykluczany. Więc co to jest za system społeczny, skoro deklaruje prawa podstawowe, które w swoich ukrytych mechanizmach podstawowych neguje? Czy człowiek może tworzyć w nim to, co służy ludzkości w prawdzie rzeczywistości, czy wtedy właśnie, za to, jest eliminowany z przeciwnych mechanizmów systemu? Ludzie mają cierpieć z powodu braku zachowań adekwatnych do ich rzeczywistości, bo jest ich za dużo, a jest ich za dużo, bo nie potrafią żyć? To kto sam jeden zostanie na końcu, by umrzeć cieleśnie ostatni w poczuciu osiągnięcia najwyższej władzy nad innymi na Ziemi, gdy coś przestanie symulować ludziom nierzeczywiste warunki, a nie będą mieli żadnych mechanizmów wystarczającego przeżycia cielesnego w wolności poznawania rzeczywistości?

Gdy już wiadomo, co w umyśle skłania do stosowania względem rzeczywistości opisane tutaj podejście destrukcyjne, mimo że nie wiadomo, jak się dokonuje wybór, o którego połączeniu do umysłu napiszę później, i gdy wiadomo, jak działa system społeczny oparty na takim uszkodzeniu ludzi — to można zrozumieć to, co jest istotą kłamstwa sytuacji napotykanej tego zagadnienia. Jest to takie zachowywanie się człowieka w rzeczywistości, by nie przemieszczać się po stanach, formach stabilnych procesów, które zostały zapętlone w byty świata rzeczywistego, i nie uznawać stwórcy i twórcy tych bytów, czyli osoby Boga stworzyciela świata i osoby człowieka — tych, którzy tworzą strukturę bytu widzialnego ze stworzonych bytów niewidzialnych. Natomiast to zachowanie wbrew woli Boga wyraża się ukrywanym pod zgodnością z obrazem poprawności uderzaniem w mechanizmy rzeczywiste bytów osobowych, co ma prowadzić do wolności zniszczenia tego, co jest stwarzane, co jest nowe względem tego, co jest tworzone do obrazu, które też jest niszczone dla zmniejszenia ilości tego, co zostało po rozbiciu tego nowego, złożonego z myślą o procesach, które w tym bycie działają. I takim bytem najbardziej złożonym jest ciało człowieka, w którym jest obecna niepowtarzalna tzw. „dusza”. Stąd właśnie wyłaniają się ideologie zmuszania ludzi do identyczności w prymitywizmie wyniszczenia, w których niewolnicy mają nie mieć lub raczej mieć coraz mnie mechanizmów rzeczywistych, a nadzorcy coraz więcej nierzeczywistych (służących do rozbijania bytów) — obecnych w ich wiedzy i postępowaniu.

Wiedza o rzeczywistości zawiera mechanizmy z poznania rzeczywistości, a wiedza o niszczeniu rzeczywistości – mechanizmy rozpoznawania obrazów bytów do rozpoczynania uderzeń (wybór uczenia się), więc nie jest to wiedza prawdziwa, mimo że statystycznie może być uznana jako skuteczna po obrazie osiągnięcia, które jest nietrwałe, lecz powtarzane w dużej ilości, by było efektywne w przypadkowym trafieniu, nie wiadomo gdzie dokładnie. Natomiast wiadomo, że podstawą rzeczywistości materialnej jest byt w jego takiej wielkości, w takim obszarze, w którym jest gotowy na przyjęcie tego, co otrzymuje. Czyli by coś zaszło w rzeczywistości zgodnie z nią, musi być właściwy obszar, właściwy zakres przebiegu zbliżenia bytów rzeczywistych, ale zajście czegokolwiek jest zmianą własnych stanów po otrzymaniu tego, na co byt był gotowy w tym obszarze bytu, zakresie, a zajście czegokolwiek osobowego wymaga woli tego zrobienia, by tym, co się czyni nie tylko zapewniać gotowość oczekiwania, ale wiedzieć, dlaczego coś się robi, w czym oczekiwało się na otrzymanie, natomiast ma się wolną wolę zrobienia tego, co się chce z tym otrzymanym, w zgodzie z wolą Boga nieniszczenia świata osobowego.

Na podstawie tego, że istnieje wolność czynów w wolnej woli człowieka, ludzi, wiadomo, że świat nie może być mechanizmem obejmowalnym rozumem człowieka, bo bez ingerencji Boga w to, co się dzieje, człowiek, ludzie, już by go zniszczyli, co nie zaprzecza temu, że go niszczą. Gdyby jakaś niewidzialna energia trzymała świat zgodnie z mechanizmem równowagi materialnej, to wtedy człowiek mógłby swoimi przemieszczeniami zepsuć świat, ale jednak kosztem energii wraca on w swoich bytach rzeczywistych do posiadanego przez nie programu przemian na procesach, na których są zbudowane. I to od człowieka zależy, by nie wyrzucać tych bytów z ich struktur bytów, które budują świat, gdy naruszałoby to wolę stwórczą Boga w osobie człowieka.

Bo podstawą rzeczywistości właściwej, która jest umieszczona na formie materialnej świata, jest to, co ukazuje się w postaci zauważanego obrazu stanu przemiany własnej — byt rzeczywisty, który nie jest odległością w gotowości obszaru oczekiwania spotkania czegoś, nie jest zakresem trafialności w obszar, lecz tym, co w określonym programie przemienia się wewnętrznie, a osoba – kimś, kto chce się przemieniać w określonych formach rzeczywistych, kierując gotowością spotkania z rzeczywistością i przepływem w niej, w obecnych mechanizmach, znając je z ich działania, i ich bytu, i poznając. Czyli byty są formami materialnymi programów zachowujących swoje istnienie w cyklu przemiennym względem procesów otoczenia, by mogły być trwale użyte w strukturze innego bytu jako coś w pustym otoczeniu w kształcie tego bytu, który przemierzają. Natomiast osoba potrafi przekształcać rzeczywistość na podstawie jej zauważania i zrozumienia, i nazywa byty słowami. Dzięki tej umiejętności ma możliwość mówić o tym, co naprawdę jest w rzeczywistości, a nie tylko zatrzymywać się na obrazach w odbieranym filmie zmysłowym, który jest umieszczany w ‹pamięci obrazów zmysłów›.

Dlatego słowa ludzi odnoszą się do tego, co zrozumieli w związku z tym, co poznali, ale gdy mówią o mechanizmach, to nie odtwarzają tego, co jest historią poznawanych obrazów, lecz to, co zrozumieli, że jest w rzeczywistości. Natomiast gdy fałszują słowa w sposób wcale nie wymyślany, ale w nabytych mechanizmach nierzeczywistych ukierunkowanych na ludzi przez manipulacje wypowiedziami i formą prezencji — to uniemożliwiają przewidywanie tego, co będzie, co jest dokonywane na podstawie złożenia mechanizmów wiedzy o rzeczywistości z tym stanem, który się obserwuje i rozpoznaje. Więc ludzie kłamią w słowach po to, by drugi człowiek nie zrozumiał, do którego mechanizmu wiedzy one się odnoszą, i uważał, że mówca jest kimś nadrzędnym, w którego słowa o rzeczywistości należy wierzyć, by przychodzić po nie w nadziei, że mimo nierozumienia mechanizmu rzeczywistości uzyska się słowa rzeczywistości od kogoś, kto ani nie realizuje tego mechanizmu własnymi rękoma, ani nie wykonuje naprawy umysłu, w wyniku czego aktywuje się mechanizm, który niezbędne jest gdzieś podłączyć; że mówca jest wyrocznią starożytną albo dzisiejszymi wróżami.

Podczas odbioru cudzej wypowiedzi zachodzi specyficzne zjawisko w umyśle, które polega na tym, że mimo uchwytów, którymi są nazwy bytów, by skojarzyć mechanizm rzeczywistości z przedmiotami, na których się odbywa w szczególności — szuka się dopasowania do innych mechanizmów (z innymi przedmiotami), by można było uznać, że ten sam zachodzi, który już jest znany, lub poznaje się dokładniejszy. Podczas tego poszukiwania powstają dopasowania niekompletne, w których zakłada się, że nie wie się jeszcze wszystkiego, ponieważ pewne nazwy bytów wymieniane przez nadawcę są nieznane w przedmiocie, który nazywają, czyli szuka się, jakie procesy zachodzą w rzeczywistości, która nie jest poznawana bezpośrednio, lecz z cudzych słów o świecie tej osoby, którego obrazów się nie zna w ich specyficznym przebiegu oglądanym, ale w którym znalazłszy się, można się poruszać, rozpoznając przedmioty po ich zachowywaniu się względem innych, po ich opowiedzianych mechanizmach. Czyli nie jest to wypowiedź, że u nas coś jest takie, lecz że coś w określony sposób się dzieje z jakimś przedmiotami, które są odbiorcy słów nieznane. Więc nie jest to zwykła rozmowa, lecz taka, w której może wystąpić przekaz ukrytych treści, gdy rozmówcy nie starają się poszukiwać poznania procesu rzeczywistości, który zachodzi dla nieznanych bytów lub nieznanych czasów, ale szukają dopasowania konkretnych bytów przez skojarzenia do nich, które są najbardziej popularne we wspólnym środowisku życia, tak by nazwy w tych mechanizmach w emitowanych słowach były przypisane do ogółu kategorii bytów, z których jeden może być tym konkretnym popularnym w myślach — i w ten sposób jedna osoba drugiej w tłumie nieświadomych odbiorców słów, którzy nie śledzą popularności przedmiotów w ich kategoriach — o czymś, co będzie zrobione, ma zrobić, otrzyma lub ma przynieść.

Do takiego fałszywego porozumiewania się służą dostępne publicznie zestawy zdań orzekających, które można zastosować w oderwaniu od przedmiotu, którego dotyczą, czyli że coś jest z pewną cechą czegoś, co ma w kontekście wcześniejszej treści rozmowy tę cechę zmysłową, a treść publicznie wypowiedzianego lub wskazanego zdania uzupełnia o to, co ma być. A więc stosuje się do tego na przykład Biblię, wskazując oderwane odsyłacze, które nie odnoszą się do treści całości, w której występują, rankingi popularności, a w szczególności rankingi internetowe, w których dodaje się na chwilę wybraną pozycję specyficznie dla odbiorcy znanego po przynależności do jakiejś grupy, kategorii. Podczas gdy tekst Biblii w jego sensie całościowym opisuje jakościowe prawdy rzeczywiste, które można zrozumieć tylko przez syntezę procesów z przedstawionej rzeczywistości, a rankingi popularności są bezużyteczne, jeśli nie ukazują bezpośredniej prawdy o ilości użycia, a wtedy i tak są fałszem jakości użycia na podstawie rzeczywistości konkretnej osoby.

Dlatego zawsze słuchałem, co ktokolwiek mi mówił o nieznanych mechanizmach, starając się zrozumieć, co mój rozmówca tak naprawdę nazywał słowami przedmiotów tych mechanizmów, i w ten sposób poznawałem czasem te prawdziwe, które inaczej musiałbym sam odkrywać bezpośrednio przed możliwością użycia, oraz rozpoznawałem zastosowanie opisanego powyżej sposobu kłamstwa, a po nim to, co ludzie chcieli zrobić w ukryciu. Więc osoby dla mnie anonimowe nie stawały się znajomymi, lecz stanowiły źródło poznania rzeczywistości międzyludzkiej czy też postępowania od człowieka, a także starałem się przekazywać im słowa wyjścia z niemożliwości, w którą ktoś wpadł — ich własnymi czynami poszukiwań prawdy, znając od nich samych ich mechanizmy rzeczywistości, które wcześniej uzgadniałem do rzeczywistości we właściwych przedmiotach na podstawie wiedzy o rzeczywistości, którą zdobywałem od czasu małego dziecka, nie tylko o świecie przyrody, ale o świecie dorosłych.

A osoby nieanonimowe, które znałem bezpośrednio, czyli spotykani tam, gdzie mieszkałem, wyznawali religię konieczności życiowych, w której muszą być spełnione określone warunki obserwowalne, by coś zaistniało. Więc wystarczyło w ich otoczeniu realizować cokolwiek zgodnie z poznawaną rzeczywistością, lecz nie spełniwszy ich warunków, i nie widzieli, co zaistniało, ale dalsze otoczenie, w którym wykonałem którąś czynność w realizacji tego czegoś, zauważało, że coś robię, dowiadywało się czegoś o mnie i wydawało mu się, że coś chciałem, ale zacząłem realizować — niezgodnie z tym, jak jest ustalone w systemie społecznym. Czyli otoczenie bezpośrednie nie uznawało mojej woli w rzeczywistości, bo nie wykonywałem ich poleceń względem własnego życia, mimo że wykonywałem polecenia dla ich życia, gdy widziałem, że nie szkodzą niczemu przez mechanizm rzeczywisty, chociaż dostawali za darmo to, co chcieli według własnego obrazu. A otoczenie dalsze nie uznawało mojej woli, bo nie dopełniałem wizualnych formalizmów uczestnictwa państwowego poza tymi, które potrzebne mi były, by w czymś uczestniczyć, ale nie coś robić, bo robiłem i tak to, co chciałem. Otoczenie bezpośrednie usiłowało wymuszać procedury, lecz nie mogło tego zrobić z mojej woli nierealizacji tego, co w przepisach prawa było decyzją urzędniczo potwierdzaną jako dobrowolna, a otoczenie dalsze usiłowało dać mi zaistnienie w procedurach społecznych, lecz proponowało mi realizacje tego, co się domyślało, że chciałem, ale źle się domyślało na podstawie wiedzy o dostępnych procedurach społeczno‐prawnych, gdy ja korzystałem z fragmentów tych procedur do osiągania gruntu społecznego w czymś jako możliwości dojścia tylko do przestrzeni sztucznej, wytwarzanej przez ludzi.

I specjalnie nie chciałem, by otoczenie wiedziało, do czego zmierzam, przed zaistnieniem tego, ponieważ próby ukazania moich celów życiowych otoczeniu bezpośredniemu kończyły się zabranianiem przez wprowadzanie w dostępne temu otoczeniu procedury realizacji obrazu nierzeczywistości, którą opisywałem powyżej jako masońsko‐satanistyczną, z których byłem zmuszony wychodzić przez ich niszczenie wykonawcze dla wszystkich, ale nie podejmowałem przecież decyzji wykonania procedury, bo nikt się mnie o to nie pytał, lecz o to, czy chcę osiągnąć to, o czym sam powiedziałem, ale nie jak się to osiąga, bo otoczenie właśnie to chciało wymuszać. Czyli moje otoczenie społeczne usiłowało wymuszać na mnie realizację zniszczeń rzeczywistych dla uzyskiwania obrazu tego, co chciałbym mieć, a metodami presji było wyniszczanie fizyczne i psychiczne: głodem, zimnem, biciem, wyrzucaniem, przerywaniem czynności życiowych, kontrolowaniem obrazu czynności, przezywaniem intencjonalnie poniżającym w relacji międzyludzkiej w celu odebrania ochrony społecznej i prawnej, wyłączaniem z udziału w tym, co nie było jeszcze destrukcyjne, i okłamywaniem co do wiedzy społecznej, która dawała możliwość realizacji z własnej woli. Lecz to, co chciałem mieć, było tym, co chciałem z tym robić, a nie po to, by to posiąść i przechowywać.

Natomiast moje bezpośrednie otoczenie uzyskiwało wiele rzeczy dla siebie przez pokazywanie innym przedstawienia, teatrzyku z moim udziałem, by wyglądało, że w trakcie takiej wizytacji robię to, co zwykle, a wykonywałem te wspomniane wcześniej polecenia, które nikomu rzeczywiście nie szkodziły, a były wydawane przez przedstawienie mi takiego polecenia w konieczności zrobienia czegoś, co wiadomo było, że nie jest tak naprawdę potrzebne, bo było tzw. wysługiwaniem się mną. Nie będę tutaj pisał, jak ważne osoby w ten sposób zostały oszukane w mojej świadomości, po co to jest robione i kto mniej więcej patrzy. Dużo więcej czasu zajmuje przygotowanie wizyty niż zauważenie po zachowaniu otoczenia, co planuje, przy posiadaniu opisywanego wcześniej poznawania procesów nieznanych na podstawie fałszywych przedmiotów koniecznych do wykonania mechanizmów. Więc niech się każdy zastanowi, kto kogo oszukiwał: czy ten, kto zmyślał przedstawienie, czy ten, kto mógł w nim tylko zagrać osobę spokojną lub zbuntowaną, nie mając możliwości kontaktu z osobą, która chciała zobaczyć prawdę, a otrzymywała złudzenie przez świadome szyderstwa otoczenie. Przecież nie kłamałem przeciwko bliźniemu, bo przeciwko sobie, nie z woli, lecz z braku możliwości ludzkiego kontaktu, a otoczenie uzyskiwało tym kłamstwem dobra materialne przez kradzież nieprzynależnego im za to, co robili. I uczestniczyłem w tych oszustwach nie przygotowanych przeze mnie — nie dla oszukania tych ludzi, którzy mogli być nieświadomi sytuacji lub w pewien ignorujący sposób świadomi, ale dla testu ludzi, nie dla wysokości dóbr materialnych, które gotowi byli dać, wierząc w mniej lub bardziej dokładny scenariusz, lecz dla obserwacji funkcjonowania w nich wolnej woli.

Innymi słowy, przy spojrzeniu w prawdzie wydarzeń – nikogo nie obwiniam, kto dał się oszukać, bo te osoby poprostu okazały się w tych sytuacjach wybrać zło, ale to był przynajmniej wybór, który obserwowałem jako przejaw posiadania wolnej woli, w wyniku której straciliście dobra materialne, czas i spotkanie trwałe w rzeczywistości czasów oraz pozostawialiście mnie w cierpieniu codziennego życia ze zbrodniarzami, ale ci, którzy oszukiwali, wytwarzając taką sytuację dla dóbr materialnych, posiadają teraz tylko te dobra i nic więcej. Bo nie ważne, ile warte były dobra materialne i czy w ogóle by były, lecz to, czego sprawcy nie potrafią przywrócić — czas życia ludzkiego w ich woli niszczenia mnie, czym wybierali rezygnację ze współistnienia w miłości dla siły fizycznej i materialnej, które otrzymali, by je zmarnotrawili i zostali sami ze swoim wyborem śmierci w nierzeczywistości. Nikt nie pamiętał tej wypowiedzi Boga ze Starego Testamentu: „ich twarze są bezczelne, a serca…” ⁅Biblia➪Ez 2:4⁆, po którym byście poznali pychę w połączeniu z szyderstwem, nie myląc jej z dumą z sukcesu rzeczywistego, a nie mogąc zobaczyć późniejszej dumy z sukcesu nierzeczywistego i osiągnięcia w rzeczywistości. Cokolwiek, co się zrobi, będzie się działo z wolnej woli ludzi w prawdzie i życiu, a co innego to tylko złudne osiągnięcia czegoś, czego się nie zatrzyma, lecz utraci.

Moje rzeczywiste życie opierało się na tych podstawach materialnych, które naprawdę miałem do dyspozycji, a nie warunkowo — na tym, co miałem w rzeczywistości, której nie znaliście, widząc obrazy pojawiające się na zewnątrz i pokazywane na zewnątrz od siebie. Teraz, gdy obrazy już nie mogłyby oszukać, pozostają fałszywe słowa, które i wtedy były stosowane, lecz nie były potrzebne w obecności obrazów filmu. Słowa, którze brzmią tak samo jak prawda, lecz nazywają co innego w pamięci stosowanych do tego czasu opisywanych tekstów ukrytego znaczenia, gdy ich źródła publiczne, uzupełniające ukrytą treść, przestały istnieć, a znaczenie zostało w pamięci tych, którzy je stosowali, by teraz miały zastosowanie sytuacyjne bez rzeczywistości, ale z patrzeniem na obrazy zewnętrzne i reagowaniem agresywnym wobec uznawanych za niedozwolone — z zastosowaniem przemocy, którą jeszcze posiadają i w której jeszcze uczą innych ludzi. Te słowa fałszu, które teraz są stosowane, to symulacje presji co do cudzych reakcji na zaistniałą prawdę, która jest najpierw nazywana czymś innym, by za tę rekację potępić z pozycji bycia obrońcą prawdy. Te słowa są łatwo konfrontowane z rzeczywistością, ale nikt za nie nie ponosi odpowiedzialności, więc wystarczy przerwać i mówić o innym kłamstwie, tak by nikt nie mógł publicznie ukazać kłamstwa wypowiedzi, bo wtedy okazało by się być może nie tylko, że to było zamierzone kłamstwo, lecz że to jest jedyna posiadana metoda wypowiedzi, która wykluczałaby z powierzonych funkcji z powodu zakrywania niekompetencji słownymi manipulacjami przy odebraniu możliwości wypowiedzi ukazujących rzeczywistość przez ludzi starających się ją zrozumieć dla tych, którzy tego nie potrafiliby bez pomocy.

Czyli mamy na świecie zakłamywanie obrazowe, system fałszowania słów oraz interpretacje sfałszowanych słów w celu budowania z nich obrazów bytu bez bytu. To ostatnie zjawisko jest realizacją w życiu efektów kłamstwa o rzeczywistości, przy korzystaniu z zalegalizowanych społeczno‐prawnie kłamstw będących podstawą poprawności jednostkowych zachowań, bo nikt nie widzi związku w tym, że coś zrobi źle i tym samym komuś przez prawdziwą rzeczywistość, ale jest społecznie (według norm niepisanych) i prawnie zgodny z zasadami życia społecznego. Natomiast gdy sam staje się ofiarą czyjegoś złego czynu dozwolonego jako zawartego w normalnym zachowaniu ludzkim, to wtedy wie, że system jest zły, ale nie staje się lepszym człowiekiem, tylko dostosowuje się do legalności wyniszczania innych ludzi i świata w taki sposób, by robić to w odrębnym od innych obszarze legalności obrazowej, zmysłowej rzeczywistości, bo wtedy w osądzie ludzkim nie będzie masowo widoczny jako ten, kto niszczy, ale czasem uda mu się uzyskać monopol obszarowy do czasu aż ludzie sami zażądają rozdzielenia przywileju legalnego niszczenia dla innych uprawnionych, akceptując je jako konieczność życiową.

Tak więc widać, że od kłamania co do słów, które nazywają byty rzeczywiste (1. i 2. przykazanie), pochodzą wszystkie zniszczenia, na które człowiek ma wpływ, bo właśnie on je wytwarza w systemach, które upadają od jednego słowa, zniszczywszy wcześniej to, co posiadały jako podstawę materialną, bytową, która jest możliwa do przekształcania, ale nie pojawia się od obrazu słowa, lecz jest nazywana jednoznacznie słowem, które nie jest ograniczone tą materią, bo nie musiałoby być na takiej, jak jest, ale na świecie właśnie taka jest, jak jest, a nie taka, jaka ma być, bo się nazwie. Z uznania tego kłamstwa, że coś się pojawia dla słowa, a nie przez słowo, czyli dla mnie, a nie przeze mnie — w swoim życiu wynikają całkiem zabawne i śmiertelnie poważne myśli i czyny, które zawsze coś zniszczą, a właściwie które ciągle są wykonywane w nabytym mechanizmie realizacji uderzeń dla efektu osiągnięcia wizualnego. W codzienności, która przecież nie jest całością wiedzy, lecz jej stosowaniem, ludzie wykonują cząstkowe mechanizmy, fragmenty w kontakcie z innymi, i albo nie wiedzą, dlaczego coś powiedzieli, albo nie rozumieją, dlaczego coś zrobili.

W tym tekście (w powiązaniu z wcześniejszymi) opisałem, dlaczego ludzie tak źle robią i jak system społeczny ich do tego wychowuje i w tym utrzymuje przy jednoczesnym rozumowym przekonywaniu fałszywymi obrazami i słowami, że uczy ludzi dobrze. A system społeczny jest to przemoc jednych wobec drugich, gdy nie jest samą prawdą, w każdym jego obrazie funkcjonowania, bo różnią się one tym, kto zna prawdę i czy w ogóle ktokolwiek ją zna, a z tym ostatnim ludzie walczą w systemach niszczącego chaosu. Powstają takie destrukcyjne mechanizmy w życiu ludzi jak:

i ostatni przykład, który mnie jest najtrudniej zrozumieć, ponieważ pochodzi z obcego mi życia, ale wam może być najłatwiej: