Chciałbym trochę napisać o zasadach, o postawach i tak ogólnie w związku z relatywizmem, religiami, kulturami, czyli prawie o normach i etyce. O tym co tworzy wyobrażenie człowieka o sobie, stanowi indywidualność i przynależność.
(Zacznijmy od zakończenia, tak… tak będzie najlepiej. Zazwyczaj zaczynam od zakończenia… a później jest ten spokój i czas na relacje z początków. :-] ) Identyfikacja nie przychodzi sama z rozwojem takim ‚w górę’, ale właśnie jest pewnym niższym schodem, na który prowadzi droga z góry, ale z dołu nie.
Człowiek się rodzi i słucha. (Niektórzy wrzeszczą zamiast tego — dobrze jeśli sobie wrzaśnie — he‐he — na początku, bo źle.) Ogląda co jest na zewnątrz i staje się częścią, która wie, czyli uświadamia sobie, że była jedynie mniejszą częścią. I zaczyna oczywiście rządzić tym, czym jest — bez tej czynności nie byłby żywy. Dochodzą granice władzy i decyzji, komplikacje i zmiany rozumienia granic. A tak naprawdę — odchodząc już od fałszywej prezentacji rzeczywistości, która obowiązuje niepisanym przepisem i obowiązywać musi ze względu na aspekt budowy materii (korpuskularność) — w zależności od czasu granice władzy są inne, tzn. nie ma stałych zasad. Ale w danym jednostkowym momencie ‚punktowym’ (który oczywiście jest abstrakcją) zasady są stałe.
Wracając do człowieka… Powstaje w umyśle wyobrażenie, że jednostkowym momentem jest człowiek i ma zasady dlatego. (Oczywiście jak wiadomo papieżJan Paweł II obecnie propaguje takie poglądy.) Dla większości ludzi, którzy nie zajmują się analizą działania umysłu, pewnie takie wyobrażenie o jednostkowości człowieka — czyli przyjęcie, że w niepodzielnym według nich czasie podejmowania decyzji kieruje się on zasadami — jest jak najbardziej korzystne, ponieważ wpływa na uspokojenie strachu przed ‚zewnętrznością’, która jest ‚obca’, i na wzmocnienie motywacji do działań (co jest powodowane odczuwaniem braku wystarczającej liczby powiązań definicji–neuronów tworzących ego z definicjami wyobrażającymi zewnętrzność). Na dłuższą metę jednak ta droga nie prowadzi do równomiernego rozwoju — jeśli rozwój człowieka jest wystarczająco wolny, by do końca życia nie powstały zbyt duże dysproporcje, to przyjęcie niepodzielności jednostkowego czasu podejmowania decyzji przez człowieka (a tym samym zasad stałych w tym wymiarze) nie wywołuje czegoś złego (zły ≈ agresywny chaos).
Człowiek uczy się postaw. Uczy się ich, bo jest zachęcany i nagradzany za to, czego się nauczy ‚dobrze’. Przygotowuje się do reprezentacji własnej nacji czy środowiska, w którym ‚nagrał taśmę postaw’. Ale załóżmy, że potrafisz zrozumieć całość tego, co napisałem, bez wyrywania pojedynczych zdań do zapamiętania. Albo że głowa któregoś Kościoła na świecie zacznie tłumaczyć ludziom co to są pojęcia i jak dany bóg nimi operuje. Albo też ‚nawrócony’ do przekazywania prawdy naukowiec ateista wyjaśni gdzie jego koledzy popełniają błąd podczas ataków na definicje religii i… przejmowania tych definicji na własny użytek. Czy myślisz, że ta większość ‚prostych’ ludzi zrozumie to, będzie chciała lub w ogóle będzie potrafiła znaleźć w swoim umyśle definicje, które odzwierciedlą usłyszane myśli we własnej rzeczywistości bez utrzymywania nazw ale z jak najwyższą zgodnością relacji? Tak nie może sie stać, bo nikt nie jest w stanie pilnować czegoś, co u każdej osoby ma być inne, ale ma mieć te same relacje. Jedyną osobą do utrzymywania zgodności tego co na zewnątrz z tym co wewnątrz jest każdy człowiek u siebie. Jeśli można znaleźć niezgodność myśli i postawy u pojedynczych ludzi (na podstawie wypowiedzi–działań czy też relacji społecznych niemożliwości „życia inaczej”) i złożyć liczbę tych ludzi na większość, to wymieniona zgodność u większości ludzi by nie istniała, a tym samym nie można oczekiwać zrozumienia ogólnej zmienności definicji, a tylko liczyć na zrozumienie subiektywnej zmienności otoczenia.
Człowiek osiąga cele życia. Wychodzi ponad grupę, w której nabył postawy, czyli coś do przekazywania dalej tak jak kod genetyczny, ‚najlepszy’ ze wszystkich. (I tu jest ten moment. Widzisz to? Ktoś ma lepsze coś istotnego, najistotniejszego, jak kod genetyczny. Żal o przyszłość schematów ‚lepszego’ osobnika, a nie własnych. Jedna z podstawowych wyuczonych postaw.) Osiąga to czego szukał jako ten prosty mały człowiek nabywający postawy, ale czego nie mógł sobie wyobrazić w istocie, ponieważ szukał innej zewnętrzności, czegoś co utworzyłoby lepiej nakierowaną do celu świadomość siebie wśród zasad niepodzielności czasu decyzji człowieka. Po wyjściu ponad własne środowisko (np. objęcie funkcji kierowniczej, wyjazd za pracą czy rozpoczęcie realizacji projektu) potrzeby związane z uczeniem postaw stają się nieistotne, są już tylko wspomnieniem, a pierwszy plan w tej sferze zajmuje dostosowanie do liniowej produkcji — kolejny wątek specjalizowany.
Powstają przeróżne utwory, które ukazują tzw. ‛bunt młodego pokolenia’, co jest źle skierowanym echem chęci równomiernego rozwoju. Bunt przeciw odchodzącym poza środowisko, poza poszukiwanie. Bunt, który maszeruje drogą poszukiwań wytyczoną w danym środowisku nabywania postaw. Tymczasem ludzie odchodzący do realizacji wymarzonych planów czasami zbyt szybko orientują się, na czym polegała zmiana, że utracili definicję poszukiwań, a otrzymali obiekt poszukiwań na liniowej taśmie — kontynuacji nagranej taśmy poglądów. Orientują się i robią rzeczy, które wzburzają zwykłych ludzi, gdyż są wbrew zasadom, albo sugerują tym, którzy dopiero ‚poszukują' wytyczoną drogą, że ta droga jest ślepa, a po obu stronach jest bagno. Już nawet nie chcę przytaczać tutaj dobrze znanych historii z literatury.
Identyfikacja, czyli zauważanie wspólnych definicji, które prowadzi do zrozumienia, nie ma miejsca w tym obszarze, gdzie są wyuczone postawy, gdzie jest jedynie naśladownictwo nieudolne, ponieważ pozostała część umysłu zmierza odrębną drogą niż towarzysza (świadomie to piszę nawiązując do ideologii) nauki postaw, i umysł jako całość nie jest w stanie identycznie zaadoptować wyuczone postawy, a szczególnie ich reprezentację na zewnątrz. Identyfikacja może być tylko wtedy, gdy jest się w stanie utworzyć ‛definicję–obraz bytu’ (bez podziału na grupę) połączoną relacjami (jak samo się narzuca podobieństwo relacji między neuronami a potocznym znaczeniem słowa) prowadzącymi do zrozumienia.