W baśniach, będących nieraz fragmentem książek dla młodzieży lub utworzonych na ich podstawie filmów, pochodzących z całego świata, gdzie istniała uprawa ziemi, lecz w ich poruszonym tutaj motywie charakterystycznych raczej dla Europy czy części Azji, gdzie obecna była tradycja nierysunkowego słowa mówionego będącego zanikiem słowa pisanego, które stało się niepotrzebne i zabronione w użytku robotników pańszczyźnianych lub adekwatnych inaczej nazwanych — pojawia się pojęcie diabła, który przeszkadza w robocie lub przy robocie. Są dwa podejścia do takich diabłów, ich dwie metody wyobrażeniowej kreacji: ‣ taki diabeł, który pojawia się obok i odwraca uwagę, oraz ‣ taki ogólny, który był w przeszkodzie roboty, wewnątrz dobrej roboty, bo coś spowodował, mimo że nie zauważony. Diabeł jako przyczyna intuicyjnie przez ludzi, rolników, zauważana dla czegoś, co się zrobiło źle w efekcie, czy z bezpośredniego błędu, czy też z nieuwagi, ale pochodząca pierwotnie ze zrozumienia istoty problemu przez arystokrację czy duchowieństwo i oczywiście z niezrozumienia przez chłopstwo. Więc najpierw był ten diabeł skądś, np. z lasu dla tych, którzy tam musieli na jakiś czas być (dla drzewa, miodu, owoców), z drogi, przydrożny, który zatrzymywał się przy człowieku i tego prostego człowieka kusił podstępem, najpierw skutecznie uporczywie zachęcając do zwrócenia uwagi, spotkania, ale cechą takich diabłów było to, że spotkawszy takiego musiało się coś stać nieuniknienie dla człowieka, lecz jeszcze nie wiedział co, aż się to stało, i później opowiadał, że diabeł go spotkał, gdy coś się stało z tego zdarzenia. Następnie pojawił się diabeł nie spotykany, lecz ten widoczny w jakiejś pracy rutynowej, ale nie ścisłej, nie takich samych obrazów, wymagającej w swoim fundamencie dokonywania segregacji czegoś, np. ziarna, kłosów, trawy, bulw warzyw, co mogło mieć dowolne formy nigdy niemożliwe do nauczenia się wcześniej. Czyli diabeł ze spotkania czegoś lub kogoś nieznanego i diabeł z zauważenia czegoś dziwnego w znanym.
Tym pierwszym diabłem były tak naprawdę niezrozumiałe dla prostego człowieka formy przyrody oraz jacyś pustelnicy, uciekinierzy, a tym drugim byli wędrowcy albo obcy w jakiejś wiosce. I mimo że diabeł powstały z natury wywoływał w człowieku nie rozpoznawane spostrzeżenie, to diabeł ze spotkanego człowieka był interakcją z kimś, kto co najmniej swoją obecnością coś powodował, nie będąc w tej samej robocie z drugim człowiekem. Powstało jeszcze trzecie określenie diabła jako obecnego w kimś, wcielonego w kogoś, kto był, stał się inny w uznawanym postępowaniu lub wyglądzie w strachu danej społeczności powstającym przy wystąpieniu nieznanego. Więc diabeł był niezrozumieniem, które nie było ograniczone do ludzi nieświatłych, ale przynależało do każdego, kto definiował nieznane jako złe nie poznając. Natomiast to niezrozumienie było przy diabłach nieosobowych przestraszeniem się tego, co się zobaczyło, a przy diabłach osobowych dołączał do tego wpływ, który dziwnie wyglądająca osoba wywierała. To jest właściwe rozumienie wszelkich diabłów nazwanych, np. Boruta, Rokita, które powstawały niejawnie z dialogu człowieka prostego z samym sobą, który był źródłem złego zachowania wobec innych ludzi, osób, lecz uważał, że zło jest na zewnątrz: w przyrodzie oraz w człowieku, który właśnie z nim postępuje tak, jak on sam by postąpił w zmienionej sytuacji bojąc się, atakując i zabijając bez poczucia winy, ale dla bycia w społeczności, która wtedy słusznie mogła być nazwana stadem zwierząt, gdyż różniła się od nich tylko inteligencją z natury.
Czyli ten diabeł był chrześcijańską odmianą pogaństwa wcześniejszych bóstw natury, uosobień bytów i procesów przyrody. Dlatego można to pojęcie spotkać tylko tam, gdzie kultura chrześcijańska dowolnego kościoła niezreformowanego (tworzącego podwaliny wiary w ludziach, a nie w pojedynczym człowieku) wchodziła w pogańskie kulty, przywracając pojęcie natury jako czegoś podległego myśli, ale niczego nie mogąc wprowadzić w utrzymywaniu ludzi podległymi jakiejś władzy, nie mogąc wprowadzić dobra podstawowego. I w takim systemie diabeł był tym nie rozumianym, co człowiek by zrobił drugiemu, ale sam miał robione, a jedynym uznawanym skutkiem zrobienia tego było zepsucie czegoś w ludzkiej pracy, która była wspólnie rozumiana w jej liczebnie najmniejszym pojęciu skutkującym zachowaniem liczebności wioski bez szacunku dla życia człowieka. Był to system nieludzki mimo widocznych dla ludzi pozytywów bezpieczeństwa przeżycia w grupie upodabniania, a właściwie liczenia na podobieństwo, bo nie rozumiejący mechanizmów systemu człowiek nie miał możliwości ‚naprawić’ jego drogi niepodobnej, a tylko spaść w hierarchii, bo to był rodzaj systemu masońskiego. A spotkanie drugiego człowieka było spotkaniem z diabłem, jako który taki człowiek się ukazywał, postępując destrukcyjnie ze swego umysłu przeciwko temu przy pracy, ale nie dla przeszkody jedynie w tej pracy, lecz stosując pewien sposób bycia, który był akceptowany niejawnie społecznie w postaci niekonkretnego diabła, za którego był winiony człowiek go spotykający, a jeśli się powtarzało, to również wykluczany ze społeczności nie dającej alternatywy gdzie indziej i sam stawał się diabłem dla innych — wędrowcem, biedakiem, którego można było spotkać na drodze w połączeniu z motywem śmierci obgryzającej kości przy drodze (staruchy) lub ‚kosiarza’ (wędrowca z kijem na ramieniu i wiszącym na nim tobołkiem). W odniesieniu do opisywanegoWilcze spojrzenie „złego spojrzenia” tutaj jest to „czarcie spojrzenie”, a w baśniach bardziej ludzkich, tych przywracających sumienie, mówi się o spojrzeniu z zapadniętych oczodołów śmierci spotkanej przy drodze, która wzbudzała lęk lub niewiedocznym spojrzeniu ‚kosiarza’ z głową zakrytą kapturem, który wzbudzał przerażenie.
Te ostatnie zrozumienia spotkania z człowiekiem były jego zignorowaniem z własnej rzeczywistości, by uciec od obawy o życie, a te wcześniejsze były w postawie butnej, agresywnej. Albo się odmawiało pomocy jakiemuś biedakowi wcześniej wykluczonemu z takiej społeczności, albo się go jeszcze atakowało, lecz taki biedak był tak samo zdeprawowanym człowiekiem jak ten, który go nie uznawał człowiekiem, tylko został doświadczony cierpieniem fizycznym, w którym oprócz fałszu społecznego dla przeżycia w formowanych na gruncie ludzkich pożądań regułach — poznawał bezpośrednie czyny przeciwko innym, np. kradzieże, zabójstwa, by przetrwać, i stawał się rzeczywiście diabłem gorszym niż ten, który był obecny w postaci człowieka w społeczności, chyba że potrafił stać się pustelnikiem, że nie był ukierunkowany skutecznie na zło i wyrzucony za „diabelskie knowania”, ale jakoś przeżył w niezauważeniu do wieku siły fizycznej i rozumu, i został wyrzucony za niepodporządkowanie się. Czyli mamy historię Janka Muzykanta z noweli – pierwszego typu i Antka – drugiego typu — obie bez zakończenia, stąd nie wiadomo, kim naprawdę byli.
Ale to „czarcie spojrzenie” było konkretnym rodzajem interakcji międzyludzkiej wynikającym z konkretnej metody wpływu, mimo że i była stosowana w dowolnych obrazach, i była nie rozumiana w jej sensie własnym, własnej bezkarności, która była prowokowana cudzą, wzajemną, ale stosowaną poza czasem własnej pracy; dlatego praca miała być zbiorowa albo odrębna, a napotkania skutkowały diabłem. „Złe spojrzenie” to było spojrzenie, spoglądanie i zachowywanie się charakterystyczne dla postępowania kobiet poddanych przez wiele lat życia umysłowemu wyniszczaniu w tamtym systemie uprawy roli w zacofanej społeczności, a „czarcie spojrzenie” to spojrzenie mężczyzny, prostaka mającego siłę fizyczną do pracy, ale bez rozumu, lecz metody podejścia do ludzi wytworzone w takiej małej społeczności. Czyli niedobrze było być pod wpływem jednego z takich spojrzeń, bo zamierzenia realizujących je ludzi były zawsze złe, ale nie zawsze skuteczne. Na te spojrzenia składały się gesty i ruchy względem cudzej rzeczywistości, która nie mogła być odsunięta, bo była konieczną do czegoś czynnością w celu przeżycia w ciągu roku przemian przyrody, a człowiek jeśli wychodził z takiego spotkania nie skrzywdzony w danym czasie fizycznie, to nabywał i tak pewne myśli, które skutkowały myślami skojarzonymi z tym, w czym i co go spotkało, a czego nie rozumiał i stawało się to obrazem czegoś niepokojącego, co mogło być naprawione przez odsunięcie na przykład na spowiedzi, która pełniła funkcję psychologiczną dla prostaków, a nie funkcję nauczania, zrozumienia, zmiany, bo nie mogli się zmieniać w takiej społeczności, w takim systemie.
To spojrzenie to jest użycie gestów wskazujących dynamicznie, że się nachodzi na cudzą własność w sposób skryty, widoczny i bezwarunkowy. Czyli wykorzystuje się zachowania zwierząt drapieżnych do pokazywania osaczania drugiemu człowiekowi, a robi się to dopiero wtedy, gdy wcześniej się tego człowieka nakłoni do uważania na swoje poruszanie się i gestykulację, mimikę — przemocą, która była dozwolona, bo ingerencją fizyczną, niedozwolonym w czymś zbliżeniem przeszkadzającym w czynności, krzyknięciem, przestraszeniem wyglądem albo miną. Od tego momentu człowiek zaczyna obawiać się o to, by ten ktoś mu tego nie zepsuł, a ta obawa nigdy nie znika, bo nie ma cudzego stwierdzenia, że niczego nie zrobi, i człowiek ogląda się, obserwuje, odrywa nie tylko od czynności, ale od normalnie swobodnego myślenia o tym, co robi i co będzie robił, od zauważania i uwzględniania zmieniającej się rzeczywistości tej czynności. W ten sposób łatwo powoduje wypadek pojedynczy oraz tak powstaje u niego opisywane wcześniej „złe spojrzenie”, a także blokada myślowa skojarzeniowa, przypomnieniowa.
Nie jest dziwne, że najbardziej wrażliwe na „złe spojrzenie” są dzieci, bo nie posiadają one różnych mechanizmów uciszających myśli, a ponadto rozumieją rzeczywistość obrazu, niczym nie zajęte, wpatrzone w nią cały czas i poznające; co opisują książki o tamtych czasach oraz przed czym przestrzegają domowe tradycje i bajki opowiadane dzieciom. Natomiast takie zachowania nie są przynależne jednemu systemowi społecznemu, lecz są czymś charakterystycznym dla człowieka, co występowało i występuje wszędzie tam, gdzie nie było możliwości zapobieżenia przemocy, która prywatnie była jawna choć niezdefiniowana, a publicznie była pomijana i stosowana. Stąd powstały czarownice, wiedźmy posługujące się „złym spojrzeniem” oprócz innych praktyk, oraz wilkołaki, wampiry posługujące się bez obawy „czarcim spojrzeniem” w trakcie realizacji nakierowania człowieka do czegoś zamierzonego, by mu zaszkodzić, a sobie zaspokoić instynkt.
Te zachowania zostały użyte masowo w późniejszych systemach przemocy społecznej, lecz w sposób systematyczny, umaszynowiony — celowo. I nadal są stosowane w przyzwoleniu, ale w sposób anarchistyczny, pod sztandarem wolności i nie wypowiadanej nieświadomości. Zmieniały się tylko metody walki przez rozpoznawanie obrazowe, które przeszło do historii pod nazwą np. pogromu czarownic, kołków na wampiry, lecz nie ma obrazowej metody na uniknięcie takich zachowań, bo te metody zależą tylko od umiejętności ludzi zmiany obrazów, natomiast nie metodą, lecz drogą jest prawda o postępowaniu w aktualnej rzeczywistości spotkania osób, gdy nikt nie kłamie o tym, co zauważa, że się dzieje, i nie próbuje zrobić komuś czegoś, co jest zrozumiałe w swojej istocie destrukcyjnego i skutecznego wpływu względem tej drugiej osoby w przemocy, która mogłaby pozostać niewidoczna i niewyjaśniona.